Zdarzyło się to w tych dawnych czasach, kiedy ludzie nie umieli jeszcze uprawiać ziemi a żywili się upolowaną zwierzyną, jagodami i korzonkami wykopanymi w lesie. Mieszkali zaś w jaskiniach, w dużych odległościach jedni od drugich, by nikt nikomu nie wchodził w drogę podczas polowań.
W jednej z takich jaskiń, nad wodą, mieszkał pewien człowiek imieniem Del, z żoną i synkiem. Del polował, a jego żona wykonywała wszystkie prace domowe. Synek nazywał się Milo i lubił pomagać matce.
Żona Dela oprawiała upolowaną przez męża zwierzynę, piekła na ogniu kawały mięsa i oczyszczała skóry, z których później szyła odzież. Jednak najcięższą pracą było noszenie wody z rzeki w wydrążonych tykwach. Okrągłe tykwy, ciężkie i niewygodne mieściły niewiele wody i trzeba było ciągle z nimi chodzić.
Milo przyglądał się zajęciom matki, czasem sam dźwigał napełnione wodą naczynia i ciągle zastanawiał się, jakby zaoszczędzić jej trudu.
Chłopiec umiał pleść bardzo piękne kosze z wikliny. Pewnego razu rzekł do matki:
— W takim koszu to by się dopiero zmieściło dużo wody!
— Głuptasku!—roześmiała się matka — Przecież zanim byś zrobił jeden krok, wszystko by ci wyciekło!
— Tak, prawda — zasmucił się Milo.
Jednak po chwili przypomniał sobie, że nad rzeką jest takie miejsce, gdzie leżą całe pokłady miękkiej i tłustej gliny. W czasie suszy glina ta wysychała na kamień. Może przy jej pomocy dałoby się uszczelnić szpary w wiklinowej plecionce?
Wyplótł jeszcze jeden koszyk i wyniósł się z nim nad wodę. Tam grubo oblepił go gliną, wygładził i ustawił na słońcu.
Minęło kilka dni. Ojciec powrócił właśnie z bardzo udanych łowów i odpoczywał w cieniu drzew. Matka, przy pomocy ostrego, krzemiennego noża ściągała skórę z upolowanej zdobyczy. Wtedy właśnie pojawił się Milo, ciągnąc za sobą kosz oblepiony wysuszoną gliną.
— Mamo!—zawołał — masz tu taki koszyk, który nie przepuszcza wody!
Rodzice oglądali dzieło syna trochę z podziwem, trochę z niedowierzaniem. Prędko okazało się, że żaden płyn w nowym naczyniu stać nie może, ponieważ glina rozmiękała. Ale wygodnie było naczerpać wodę z rzeki, przenieść ją i przelać do tykw stojących w jaskini. Można też było przechowywać w tym dziwnym glinianym naczyniu różne jadalne rośliny. Milo był zadowolony, że jego matka chwali sobie gliniany kosz, wobec czego zrobił jeszcze dwa.
Po kilku latach, gdy chłopiec podrósł często towarzyszył ojcu w polowaniach. Pewnego dnia, gdy powracali z dalekiej wyprawy, a byli już niedaleko swojego