Adaś przeziębił się na ślizgawce. Jest chory i ma podobno dużą gorączkę. Przez sen woła, że trzeba chronić przyrodę, że nie wolno nadużywać środków chemicznych, że zbuduje elektryczny samochód i nie pozwoli po mieście jeździć jakimś Berlietom.
Matka Adasia nachyla się nad chorym, przytyka mu do ust szklankę z kompotem i podaje kolorowe pigułki. Ale wtedy Adaś się zrywa i woła:
Czy mama wie, że może mnie otruć tymi środkami chemicznymi?
Mama płacze. Więc ja szybko otwieram sobie łapką drzwi na klatkę schodową i sprowadzam Pana.
A Pan? Zamiast skrzyczeć Adasia, że był niegrzeczny dla swojej mamy, wyjmuje z półki ulubioną książkę Adasia o Indianach i pyta chłopca: — Pamiętasz, jak Indianie zwyciężyli białych najeźdźców? Adasiowi błyszczą się oczy, gdy mówi:
— Pamiętam, strzelali do nich zatrutymi strzałami.
— Tak, — zgadza się Pan — używali do tego trucizny o nazwie ku-rara, która działa w ten sposób, że poraża mięśnie klatki piersiowej i człowiek się dusi.
Adaś wzdryga się.
— Chwileczkę — mówi Pan. — Jeśli w wypadku samochodowym doznał ktoś urazu klatki piersiowej i trzeba dokonać poważnej operacji tej części ciała, to jak wyłączyć z pracy te mięśnie? Właśnie za pomocą kurary.
— I on nie umrze? — boi się Adaś.
— Nie, bo od tego jest lekarz specjalista, żeby wiedział dokładniu-sieńko, ile tej kurary choremu dać, aby pozwoliło mu to przeprowadzić dobrze operację, a choremu nie zaszkodziło.
— A skąd lekarz wie, ile dać choremu?
Więc Pan mu cierpliwie tłumaczy:
— Tego lekarz uczy się na studiach. Najpierw uczy się chemii, tak ogólnie, a potem już szczegółowiej o tych związkach chemicznych, które używa się jako lekarstwa. To się nazywa farmakologia. Potem uczy się wypisywać recepty na lekarstwa.
Adaś dziwi się, bo myślał, że receptę wypisać jest łatwo. Tylko te kilka słów, nazwisko i imię chorego, nazwa, data i fioletowy stempelek. Pan kręci przecząco głową.
— Pomyśl tylko — mówi. —Twój ojciec zawsze po obiedzie pije kawę: czuje się potem silniejszy i pogodniejszy. Jego serce zmęczone całym dniem pracy z przyjemnością przyjmuje pomoc lekarstwa kofeiny, która jest w kawie.
Jeżeli jednak inny tatuś jest chory na serce, to nie wystarcza mu kofeina zawarta w codziennej kawie i lekarz każe mu brać krople czy tabletki, w których jest ta sama kofeina co w prawdziwej kawie, tylko w większych ilościach.
A jeżeli, powiedzmy dziadek twojego kolegi zasłabnie i przyjedzie pogotowie, to możliwe, że lekarz zrobi zastrzyk z kofeiny. Kofeiny w tej am-ampułce będzie o wiele więcej niż w tamtych tabletkach.