60 HAROLD PINTER
GOLDBERG i McCANN Co było najpierw? Co było najpierw? Co było najpierw? Stanley krzyczy.
GOLDBERG On n:c wie. Wie pan, jak pan wygląda?
McCANN Obudź go. Wbij mu igłę do oka.
GOLDBERG Pan Jest zakała, Weber. Śmieć!
McCANN Kupa gnoju! i
GOLDBERG Ale mamy sposób na pana. Sterylizacją!
McCANN Co ze sprawą hrabstwa Droghcda?
GOLDBERG Pan już nie gryzie, pan tylko szczeka.
McCANN Zdradził pan nasz kraj.
GOLDBERG Zdradza pan naszą rasę.
McCANN To pan wywiercił te dziury!
GOLDBERG Kto pan jest, Weber?
McCANN To pan wbił te gwoździe!
GOLDBERG Panu tylko się zdaje, że pan istnieje.
McCANN Fan jest trup.
GOLDBERG Pan jest trup. Pan nie umie żyć. ani myśleć, ani kochać. Nie ma pan w sobie żadnych soków. Nic z pana nie zostało, tylko smród.
Milczenie. Goldberg i McCann stoją nad Sianleyem, który siedzi skulony. Stanley z wolna podnosi głowę i napie kopie Gołdberpa w brzuch. Coldbcrg pada. McCann chwyta krzesło i podnosi je nad głową. Stanley róionież chwyta krzesło i trzyma je nad swoją głową. Krążą jeden wokół drupiepo.
GOLDBERG Spokojnie, McCann.
STANLEY (krążąc) Uuuuuhhhh!
McCANN Czekaj, Judaszu.
GOLDBERG (wstając) Spokojnie, McCann.
McCANN No. chodź!
STANLEY Uuuuuhhhh!
McCANN On się poci.
GOLDBERG Nie deneiwuj się. McCann.
McCANN Poci się ten świński bękart!
Z prawej, zza sceny, słychać jak ktoś schodzący po schodach głośno bije w bęben. Coldbcrg zabiera Stanleyowi krzesło. Obaj z McCannem odstawiają krzesła. Obaj nieruchomieją. Wchodzi Mag w wieczorowej sukni, trzymając bęben i pałeczki.
MEG Przyniosłam bęben. Jestem już ubrana.
GOLDBERG Wspaniale.
MEG Podoba się panu moja suknia?
GOLDBERG Wspaniała. Nie z tej ziemi.
MEG Wiem. Dostałam ją od mego ojca. (kładąc bęben na stole) Świetny hałas to robi, co?
GOLDBERG Bardzo ładna rzec*. Może nam Stanicy potem coś zagra.
MEG O, tak! Zagrasz, Stan, prawda?
STANLEY Czy mógłbym dostać swoje okulary?
GOLDBERG Słusznie, (wyciąpa rękę do McCanna, który wręcza mu okulary) Proszę, (podaje je Stanleyowi, który wyciąga po nie rękęj Oto są. (Stanley bierze okulary) No. a teraz — co tutaj mamy? Dosyć, żeby zatopić statek pasażerski. Cztery butelki szkockiej whisky 1 jedną irlandzkiej-
MEG Och, panie Goldberg. jaką mam pić?
GOLDBERG Szkło, najpierw szkło. Otwórz butelkę szkockiej, McCann.
MEG (przy kredensie) Tutaj jest moje najlepsze szkło, tu je trzymam.
McCANN Nie piję szkockiej.
GOLDBERG Jest irlandzka dla ciebie.
MEG (przynosząc szkło) Oto jest.
GOLDBERG Dobra. Do toastu, moim zdaniem, powinien nalać Stanfey. Czy nie tak, pani BoIe3?
MEG Ależ oczywiście. Chodź, Stanley. (Stanley z u-o!na podchodzi do stołu) Podoba słę panu moja suknia, panie Goldberg?
URODZINY STANLEYA
61
GOLDBERG Bezkonkurencyjna. Niech się pani trochę obróci. Kiedyś robiłem w konfekcji. Proszę zrobić parę kroków.
MEG Och, panie Goldberg.
GOI DBERG Niech się pani nie wstydzi, (daje jej klapsa w pośladek)
MEG Ooooch!
GOLDBERG No. parę kroków. Niech się pani pokaże. Jaki chód! Jaka postawa! Co ty na to. McCann? Prawdziwa hrabina. A teraz niech się pani odwróci i pospaceruje w kierunku kuchni. Jakie ruchy! Jak ona trzyma głowę!
McCANN (do Slanleya) Dla mnie proszę irlandzkiej.
GOLDBERG Wygląda jak gladiola.
MEG Stan. jak moja suknia?
STANLEY Tak.
GOLDBERG Proszę nalać dla pani — pani kieliszek, pani Boles.
MEG Dziękuję.
GOLDBERG Wznieście kielichy, panie i panow'c. Wypijemy toast.
MEG Nie ma jeszcze Lulu.
GOLDBERG Ale już czas. No, kto wzniesie toast? Pani Boles, chyba pani?
MEG Ja?
GOLDBERG A kto?
MEG Ale co mam (powiedzieć?
GOLDBERG To, co pani czuje. Uczciwie i szczerze. (Mcg niepewnie patrzy na niego) To urodziny Stonleya. Niech pani spojrzy na niego. Niech pani patrzy na niego, a słowa przyjdą samo Chwileczkę. Światło jest zbyt ostre. Oświetlenie musi być odpowiednie. McCann. masz latarkę?
McCANN (wyjmując z kieszeni latarkę) Jest.
GOLDEERG Zgaś światło i zaświeć latarkę. (McCann podchodzi dn drzwi, przekręca kontakt i wraca, Światło latarki pada na Mcg, Za oknem to i dać słabe Światło) Nie na panią, na pana! Światło na solenizanta! (McCann kieruje latarkę na twarz Stanlcya) Teraz głos ma pani Boles.
Pauza.
MEG Nie wiem, co powiedzieć.
GOLDBERG Niech pan! patrzy na niego. Niech pani tylko patrzy na niego.
MEG Czy światło go nie razi?
GOLDBERG Nie, nie. Niech pani mówi.
MEG No, cóż... bardzo mi przyjemnie, bardzo mi przyjemnie, że jesteśmy tutaj dz’ś wieczór, w moim domu. i chciałabym wypić za zdrowie Stanlcya. bo to jego urodźmy, i dlatego, bo długo tu mieszka, i teraz on jesl mój Stnnłew I myślę, że jest grzeczny, chociaż czasem bywa n:egrzcc?.ny. (śmiech Gold-berga, doceniającego to powiedzenie) I on jest Jedyny Stanley, jakiego znam. i znam go lepiej niż ktokolwiek na świecie, chociaż on myśli inaczej.
GOLDBERG Słuchajcie! Słuchajcie! v.
MEG No i jestem taka szczęśliwa, że mogłabym płakać ze szczęścia, że dzisiaj, w dniu swoich urodzin, c-n jest tutaj, i nie wyjechał, i n:e ma tnklei rzeczy, której bym nie zrobiła dla niego i państwo \vszvscy są tacy dobrzy, że... (plącze)
GOLDBERG Wspaniałe! Wspaniale przemówienie! Zapal światło. McCann. (McCann podchodź i do drzwStanley stoi bez ruchu) To był bardzo ładny toast. (śuMatfo zapala się, z lewej wchodzi Lulu. Do Mcg, tonem pocieszenia) No no. nie trzeba. Proszę się uśmiechnąć. O. tak lepiej. Teraz wypijemy. A to kto?
MEG To Lulu. ' "T r‘
GOLDBERG Dobry wieczór. Lulu. Nazywam się Natan Goldberg. Stanley, nalej kieliszek dla Lulu. Szkoda, że nie słyszała pani logo pięknego toastu.
LULU Słyszałam.
GOLDBERG Stanley, nodaj pani kieliszek, to przecież twój gość. Stanicy! (Stanley podaje Lulu kieliszek) Dobra. Teraz wznieśc!e kieliszki. Wstańcie. Nic, Stanley, ty n!e. Ty siedzisz.
McCANN Tak, racja. On siedzi.