50
HAROLD PINTER
GOLDBERG No? Gdzie?
MEG fniepcicnle) W... wielkiej sali. Jego ojciec postawił mu szampana. Ale zamknęli gmach 1 nie mógł wyjść. Dozorca poszedł do domu. Więc mus5.ił czekać do rana. zanim się wydostał, fpou/nie) Byli mu bardzo, wdzięczni. (pauza) A potem wszyscy chcieli mu coś poradzić. No. więc usłuchał ich rady. No. i potem wsiadł do pociągu 1 przyjechał.
GOLDBERG Naprawdę?
MEG Tok. Wprost tutaj, (pauza) Chciałabym, żeby zagrał dziś wieczór. -if GOLDBERG Dlaczego dziś wieczór?
MEG Dzisiaj są Jego urodziny.
GOLDBERG Urodziny?
MEG Tak. Dzisiaj. Ale powiem mu o tym dopiero wieczorem.
GOLDBERG To cn nie wie, że to jego urodziny?
MEG Nic o tym nie wspominał.
GOLDBERG (zamyślony) No. no, no. Niech ml pani powie... Czy będzie jakieś nrzyjęde?
MEG Przyjęcie?
GOLDBERG Nie miało być przyjęcia?
MEG (zdziwiona) Nie.
GOLDBERG No. ale oczywiście musi być przyjęcie, (wstaje) Urządzimy mu przyjęcie, dobrze? Co pani na to?
MEG O. tak!
GOLDBERG Pewnie. Przyjęcie na jego cześć. Już Ja się tym zajmę.
MEG Ależ to cudowne, panie Gold...
GOT.DBERG Berg.
MEG Berg.
GOLDBERG Dobry pomysł?
MEG Ach. tak się cieszę, że panowie dzisiaj przyszli!
GOLDBERG Gdybyśmy nie przyszli dzisiai. to przyszli byśmy jutro. Ale Jestem rad. że przyszliśmy dzisiaj. Akurat na jego urodziny MEG Chciałam urządzić przyjęcie. Ale do przyjęcia potrzebni goście. GOLDBERG Więc teraz ma pani McCanna i mnie. McCann jest duszą każdego towarzystwa.
Z kuchni wchodzi McCann.
MEG Po południu zaproszę Lulu. (do McCanna) Dzłś wieczór urządzamy przyleć !e.
McCANN Co?
GOLDBERG M'eszkn tu pewien pan. który ma dzisiaj urodziny, ale całkiem o tvm zapomniał. Więc my mu przypomnimy. Wydamy przyjęcie na Jego cześć.
McCANN No? Naprawdę?
MEG Dziś wieczór.
GOI.DRERO Dz*ś wieczór. Dobrze sobie wypłukałeś gardło?
MeCANN Tak. dziękuję.
MEG Wloże su!<n!ę wieczorową GOLDBERG A Ja przyniosę parę butelek.
MEO Ach. io się Stanley ucieszy! Na pewno. Ostatnio n:e bardzo był w sove GOLDBERG Już my go rozruszamy.
MEG Spodziewam się. że ładnie mi będzie w tei sukn*.
GOT.DBERG Pani. bodzie pani wyglądała jak róża.
MEG Jakiego koloru?
GOT.DBERG No... musiałbym najpierw zobaczyć tę suknię.
MeCANN Czy mogę póiść do swojego pokoju?
MEO Och. umieściłam panów w' jednym pokoju. Czy to panom przeszkadza, że beda panowie razem?
GOLDBERG Mnie n'e. Tobie. McCann?
MeCANN Nie.
MEG O której przyjęcie?
GOLDBERG O dziewiątej.
URODZIWY STANLEY A
51
MoCANN (przy dr2toiacIt po prawej) Tędy?
MEG (wstaje) Zaprowadzę panów. Panowie pozwolą.
GOLDBERG Z różą? Bardzo nam będzie milo.
Men i Goldberp wychodzą śmiejąc sic McCann idzie za nimi. V7 oknie ukazuje się Staniej/- Wchodzi przez tylne drzwi. Podchodzi do drzwi po nrawef. otwiera je, nasłuchuje. Cisza. Podchodzi do stołu. Stoi przez chwile. Gdy Mep wraca, Stanley siada. Men przechodzi przez sceno, miesza swoją torbę vn haku. Stanley zapala zapałko i obserwuje ją. ai zpaśnie.
STANLEY Kto to byl?
MEG No. ci ponow’e.
STANLEY Jacy panowie?
MEG Ci. którzy mieli przyjść. Zaprowadziłam ich na górę. Byli zachwyceni pokojem.
STANLEY Więc przyszli?
MEO Sn bardzo mili, Stan.
STANLEY Dlaczego wezorai nic przyszli?
MEG Powiedzieli. że wspaniale łóżka.
STANT.EY Kto oni są?
MEO (siada) Są bardzo mili. Stanley.
STANLEY Pytam, kto oni sn?
MEG Powiedziałam ci. to sa ci panowie.
STANLEY Nie przypuszczałem. że przyjdą Wstaje, dodchodzi do okna.
MEG Przyszli. Bvli Ulż tir. k!cdy wróciłam.
STANT.EY Często chcą?
MEO Chcą tu zamieszkać.
STANT.EY Na łak długo?
*TEO N;e mówili.
STANT.EY (odwracając sir do Mep) Ale dlaczego tutaj? Dlaczego n;c gdzie indziej?
MEG Nasz dom lest na liście.
STANT.EY fnodchodzae do niej) Kto oni Sn? .Tak się nazywają?
MEO Och. Sten. nie pamiętam.
STANT.EY Ale powiedzieli ci. tak? Czy n!o powiedzieli?
MEG Tak. oni...
STANT.EY Wlec kto oni sn? No. Przypomnil sobie.
MEG Bo co. Stan? Znasz ich?
STANT.EY Skąd moce wiedzieć. rzv ich znam. Jeśli n'c wiem. Jak s:ę nazywają?
MEG Hm.. Powiedział mi. pamiętam.
STANT.EY No?
Mep mySll.
MEG Gołd z dodatkiem
STANT.EY Goldzdodatkiom?
MEO Tak. Gołd...
STANI.EY No?
MEO Goldberg.
STANT.EY Goldbcrc?
MEG Tak. Jeden tak sio nazywa. (Stanicy potroił s'nd-r na krześle) Znasz, ich? (Stanley n?e odnozoinda) Sl.nn. oni cię nie bedn budzili, ręczę ci za to. Powiem im. że musza snokolnie się zachowywać. (Stanley siedzi bez ruchu) Nie zostaną tu długo. Stan. Redo ci nadal przynosiła z rena herbatę. (Stanley siedzi bez mchu) Nie bądź dzisiaj smutny. Dziś są twoje urodźmy.
Pauza.
STANT.EY (otępiały) He?
MEG Dziś twoie urodziny, Stan To miał być sekret. Chciałam ci dopiero włc-rzorem powiedzieć.
STANLEY Nic.
MEG Ależ tak. Przyniosłam cl prezent, (podchodzi do kredensu, wyjmuje zeh paczkę, kładzie ją Stanleyowi na stół) Masz. No, otwórz.