62 HAROLD P1NTER
GOLDBERG Nie mas?, nic przeciwko temu. by na chwilę usiąść? Będziemy pili twoje zdrowie.
MEG No, siadaj!
Stanley siada na krześle za stołem.-
GOLDBERG Dobra. Teraz, Jak Jut Stanley usiadł... (królując rm scenie) Po pierwsze, chciałbym powiedzieć, że nigdy Jeszcze nie byłem tak wzruszony, tak do głębi serca, jak słuchając tego toastu. W dniach, które przeżywamy, i za naszych czasów, ileż to razy zdarza się napotkać prawdziwe, szczere ciepło? Raz w życiu. Do tej chwili, panie i nanowie, podobnie Jak każde1 z was. zadawałem sobie to samo pytanie: gdzież się podziała miłość, niefrasobliwość, niekłamane uczucie dawnych lat, wpajane nam od kolebki?
McCANN Przeminęło z wiatrem.
GOLDBERG Tak właśnie myślałem — do teł chwili. Ja hołduję zasadzie zdro-r wego śmiechu, chodzenia na ryby, pracy w ogrodzie. Dumny bvlem ze swej cieplarń', wzniesionej własnym notom i wiarą. Taki tuż iestem. Nie Ilość, ale jakość Samochodzik. herbatka, książka z wypożyczalni — nic więcel mi nie trzeba. Ale w tej chwil! — w tej chwili. pow?adom — orni tego domu powiedziała parę słów i jestem oszołomione uczuciem, jakie wyraziła. Za'stc. szczęśliwy Jest ten. kogo ona tak hojnie obdarza, (pauza) Jak bv to wyrazić? Każde z nas -na tym padole dreoczc swoją ścieżką. To samotna poduszka, na której człowiek kima. Prawda?
T.TILU fr. podzheem) Prawda!
GOLDBERG Przyjęte Ale dzisiejszego wieczora. I.ulu. McCnnn, doznaliśmy czegoś wielkiego. Słyszeliśmy. Jak nowna dama ofiarowała kapitał swojego oddania, z fantazją, dumą i w całej swej okazałości, członkowi tej żvwcj rasy, do której sama należy. Stanicy, przyjmij serdeczne powinszowania. W Imieniu nas w»zvstklch żvcze ci wszystk'ego najlepszego. .Testem głęboko iprzekonnny. za ni*rdv n’e byłeś bardziei z siebie dumny, niż dziś. Mazeltow! I obyśmy sic .spotykali tylko przy tak radosnvoh ekariach! (Lulu i Mep klaszczą) Z«*nś św'atlo. McCnnn. na czas. gdy będzłeeny pili toast.
I.ULU To by’n wspaniale przemówienie.
McCann przekręca kontakt, wraca, kieruje latarkę na twarz Stanie?;o. Stoiatło 7a oknem jest teraz słabsze.
GOI.DBERG Wznieście puchary. Stanley — wszystkiego najlepszego!
McCANN Wszvst.!:'ego najlepszego.
LULU Wszystkiego najlepszego.
MEG Wszystkiego na (lepszego.
\ GOLDBERG W przyszłym reku w Jerozolimie.
Wszyscj/ piję.
MEG (caluinc Stanienia) Och. Stan...
GOLDBERG Światło!
McCANN Jest! (przekręca kontakt)
MEG Trać się ze mną, Slan. *
LULU Panie Gołdberg...
GOI.DBERG Mów ml Nat.
MEG (do McCenna) Niech się pan trąci ze mna.
LULU (do Goldbcrpa) Nic Już nie masz. Ja ci naleję.
GOI.DRERG Z przyjemnością.
LULU Jesteś świetny mówca wiesz o tym. Nat? Gdzieś ty sic nauczył lak mówić?
GOLDBERG Snedobalo cl s!ę?
I.TJLU No chyba. * ’ ‘ 1"
GOLDBERG Cóż. pierwsza okazję do publiczne i wypowiedzi miałom w Towarzystwie Popierania' Etyki, w Bayswater. 7.nakom'c!e wypadło. Nigdy tego nie zapomnę. Wszyscy tam byli tego wieczora. Cała ulica opustoszała. Oczywiście, to już kawał czasu.
LULU O czym mówiłeś?
GOI.DBERG O Kon:ecznoścl i Możliwości! Był huragan oklasków. Od tego cz?stl przemawiam zawsze na ślubach.
Stanley siedzi bez ruchu. Goldberg siedzi po lewej od stołu. Meg podchodzi do McCanna. na pierwszym pianie po prawe). Lulu słoi na piertcsrpm planie po lewej. McCann nalewa sobie irlandzkiej whisky z butelki, z którą słę nie rozstaje.
MEG Niech mi pan naleje ze swojej.
McCANN Do togo kieliszka?
MEG Tak.
McCANN Przyzwyczajona pani, żeby Je mieszać?
MEG Nie.
McCANN Niech pani siada. Niech mi pani da swój kieliszek.
Mc o siada na skrzynce ze szczotkami do butóio. Lulu, przy siole, nalewa Goldbcrgowi i sobie, podaje Goldbergotol kieliszek.
GOLDBERG Dziękują.
MEG (do McCanna) Uważa pan, że powinnam?
GOLDBERG Lulu, jesteś świetna dziewczyna. Chodź do mnie na kolana.
McCANN Czemu nie?
LULU Uważasz, że powinnam?
GOLDBERG Spróbuj.
MEG (kosztując whisky) Bardzo przyjemna.
LULU A Jeśli upadnę?
McCANN Nie wiem, jak pani może to mieszać.
GOLDBERG Ryzyk fizyk.
MEG (do McCanna) Niech pan usiądzie na tym stołku.
Lutu siada Gotdberyowi na kolana.
McCANN Na tym?
GOLDBERG Wygodnie?
LULU Tak. dziękuję.
McCANN (siadając) Całkiem wygodnie.
GOLDBERG Wiesz, masz obiecujące oczy.
LUT,11 Tv również.
GOLDBERG Tak myślisz?
LULU fchichoce) Mów do mnie jeszcze!
McCANN Skąd pani go ma?
MEG Dostałam go od meso ojca.
LULU Nie wiedziałam, że cle tu spotkam dziś wieczór. Jak z nieba ml spadłeś.
GOLDBERG (na jej gwałtowny ruch) Uważai. bo mi żebra połamiesz.
MEG (tostale) Ja chcę tańczyć! (Lulu i Goldbcrg patrzą sobie w oczy. Meg podchodzi do Stanleya) Stanley. Zatańczmy.
Stanley siedzi bez ruchu. Meg sama tańczy dokoła pokoju, wraca do McCanna. któni nalewa jej whisky. Mcg siada.
T.ULTT (do Goldbergo) Powiedzieć ci coś?
GOLDBERG Co?
LULU Tv wzbudzasz zaufanie.
GOI.DBERG (wznosząc swój kieliszek) Żebyśmy tylko zdrowi byli.
LULU Żonaty Jesteś?
GOLDBERG Byłem żonaty. Ach. Jaką miałem żonę! Wiesz, w piątek po południu szedłem zwykle sie przejść — tak trochę, dla zdrow:n — do park". Ba.dź dobra, usiądź na stole na chwilę. (Lulu siada na stole i Goldberg wyprostowuje nogi) Dla zdrowia. 'Witałem się z chłopaczkami, witałem się z dziewczynkami — nigdy n'e robiłem żadnej różnicy — i z powrotem do chałuny. Wchodziłem, otwierałem drzwi. ..Szymek!” — wołała moja żona — ..pospiesz się. bo wystygnie"! I co. mvśl!«z. było na stole? Najwspanialszy kawałek rohnopsa z marynowanym ogórkiem!, j nici ego człowiek imoż* pragnąć.
LULU Jak to? Przecież na imię masz Natan.
GOI.DBERG Nazywała mnie Szymek.
LULU Na pewno byłeś dobrym mężem.
GOI.DBERG Gdybyś widziała, jaki miała pogrzeb!
LULU Bo co?