66 HAROLD PINTER
GOLDBERG Gdzie twoja latarka? (McCann zapala latarkę i oiu-ietla twarz Goldberga) Nie na mnie! (McCann kieruje latarką gdzie indriej. ale ktoś mu ją wybija z ręki. Latarka gainle)
McCANN Moj3 latarka!
LULU O Boże!
GOLDBERG Gdzie twoja latarka? -f'
McCANN Nie mogę jej znaleźć.
LULU Trzymaj mnie. Trzymaj mnie.
GOLDBERG Nachyl się. pomóż mu znaleźć latarkę.
LULU Nie mogę.
McCANN Zniknęła.
MEG Dlaczego zgasło światło?
GOLDBERG Cicho bądźcie! Pomóżcie mu znaleźć latarkę.
Milczenie. Pomruki McCanna t Goldberga, którzy czołgają się na podłodze. Z głębi, niby seria strzałów, rozlega się ostre bicie w bęben. Milczenie. Lulu chlipie.
GOLDBERG McCann!
McCANN Jestem.
GOLDBERG Do mnie! Do mnie! Spokój. To tam!
Goldberg i McCann idą w głqb sceny, na Icico od stołu. Stanley idzie na plan pierwszy, na prawo od stołu. Nagle Lulu r«ld2l, że Stanley zbliża się do niej. Lulu krzyczy, mdleje. Goldberg i McCann odwracają się, wpadają jeden na drugiego.
GOLDBERB Co to?
McCANN Kto to?
GOLDBERB Co to?
Stanley podnosi Lulu i winduje ja na stół.
MEG To Lulul
Goldberg ł McCann idę na pierwszy plan. na prauro.
GOLDBERG Odzie ona?
McCANN Upadła.
GOLDBERG Gdzie?
McCANN Gdzieś tutaj.
GOLDBERG Pomóż mi ją podnieść.
McCANN (idąc na pierwszy plan. na lewo) Nie mogę jej znaleźć.
GOLDBERG Musi przecież tu być.
McCANN Nie ma jej.
GOLDBERG (Idąc na pierwszy plan, na lewo) Musi być.
McCANN Zniknęła.
McCann znajduje na podłodze łatorkę, kieruje snop światła na stół i na Stanleya. Lulu leży n< stole, ręce ma rozłożone. Stanley stoi pochylony nad nlq. W chuHli. gdu latarka oświetla jego lioarz. Stanley zaczyna chichotać. Goldberg i McCann ruszają ku niemu. Stanicy, chichocąc, cofa się do okienka, z twarzą ciągle oświetlona. W miarę jak śiciatło zbliża się do nieoo t Goldberg i McCann przypierają go do muru, Stanley chichoce coraz głośniej. Goldberg i McCann nacierają na niego.
AKT III
Nazajutrz rano. Peter wchodzi z lewej, z gazetą w ręku, i siada przy stole. Zaczyna czytać gazetę. Glos Meg dochodzi przez okienko od kuchni.
MEG Stan, to ty? (pauza) Stanley?
PETER Co?
MEG To ty?
PETER To ja.
MEG (wygląda przez okienko) Ach, to ty. Nie mam w domu płatków owsianych. PETER No, a co masz innego?
MEG Nic.
PETER Nic?
MEG Chwileczką, (znika i wchodzi drzwiami od kuchni) Masz gazetą?
PETER Tak.
MEG Dobra?
PETER Niezła.
MEG Wszystko, co usmażyłam, zjedli obaj panowie.
PETER Ach tak.
MEG Ale jest trochą herbaty w imbryku. (nalewa mu herbaty) Zaraz pójdą po zakupy. Przyniosą ci coś dobrego.
PETER Dobrze.
MEG Och, muszą usiąść na chwilą, (siada u* fotelu)
PETER Ele się czujesz?
MEG Mam potworny ból głowy.
PETER (czytając) Spałaś jak susel.
MEG Naprawdą?
PETER Poszłabyś do sklepu, przeszłoby* sią trochą. Chłodno na dworze. Toi ci dobrze zrobi.
MEG Sądzisz?
PETER Na pewno.
MEG Dobrze, pójdą. Wiąc spalam jak susel?
PETER Jak zabita.
MEG Widocznie byłam zmęczona. (rozgląda się po pokoju i tcldzi. ie w kominku leiy pęknięty bęben) Och, patrz, (wstaje i bierze do ręki bęben) Bąben sią złamał. (Peter podnosi wzrok znad pazełp) Dlaczego sią złamał?
PETER Nie wiem.
Meg uderza ręką w bęben.
MEG AJe robi jeszcze hałas.
PETER Możesz przecież kupić nowy.
MEG (ze smutkiem) Pewnie połamali go wczoraj podczas zabawy. Chociaż wcale sobie nie przypominam, żeby go połamali podczas zabawy, (odkłada bęben) Jaka szkeda.
PETER Możesz przecież kupić nowy, Meg.
MEG No, w każdym razie miał go na urodziny, prawda? Tak. jak chciałam.
PETER (czytając) Tak.
MEG Był już na dole? (Peter nie odpowiada) Peter?
PETER Co?
MEG Był już na dole?
PETER Kto?
MEG Stanicy.
PETER Nie.
MEG Powinien już wstać. Spóźnia sie na śniadanie.
PETER Przecież nic ma śniadania.
MEG Ale on o tym nie wie. Zaraz go zawołam.
PETER (szybko) Nie, nie wołaj go, Meg. Niech sobie śpi.
MEG Zawsze mówisz, że zanadto sie wyleguje.
PETER Ale... dzisiaj niech sobie śpi- Zostaw go.
MEG Byłam rano na górze, zaniosłam mu herbatą. Ale pan McCann otworzvl drzwi i powiedział, że teraz rozmawiają i żc mu już zrobił herbatą. Pewnlo Stanley wcześnie wstał. Nie udem, o czym rozmawiali. Zdziwiłam się. Bo zwykle, kiedy go budzą, to Stanley mocno śpi. Ale dzisiaj rano nie snął. Słyszałam, jak rozmawiali, (pauza) Myślisz, że oni sią znają? Ja myślą, że to starzy przyjaciele. Stanley miał kupą przyjaciół. Wiem na pewno, (pauza) Nie dałam mu herbaty. Przedtem już pił. Wiąc zeszłam i wróciłam do swojej roboty. A potem, po chwili, zeszli na śniadanie. Stanley widocznie znowa zasnął.
Pauza. '
PETER Kiedy pójdziesz po zakupy, Meg?
MEG Tak. muszą iść. (bierze torbę) Strasznie mnie głowa boli. (podchodzi do tylnych drzwi, staje, odwraca się) Widziałeś dziś rano?
PETER Co?