76 HAROLD PI STER
GOLDBERG Będziesz miał trening.
McCANN Będziesz bogaty.
GOLDBERG Zaaklimatyzujesz się.
McCANN Będziesz naszą dumą.
GOLDBERG Staniesz się człowiekiem.
McCANN Osiągniesz powodzenie.
GOLDBERG Dostosujesz się do otoczenia.
McCANN Będziesz rozkazywał. • ■
GOLDBERG Będziesz decydował.
McCANN Będziesz magnatem.
GOLDBERG Będziesz mężem stanu.
McCANN Będziesz miał jachty.
GOLDBERG Zwierzęta.
McCANN Zwierzęta.
Goldberg patrzy na McCanna.
GOLDBERG Ja powiedziałem: zwierzęta, (do Stanleya) Będziesz panem życia-i śmierci. Pod chajrem. (milczenie. Stanley siedzi nieruchomo) No? Co ty, na to? (Stanley z wolna podnosi głowę i ustawia się na Goldberga) Co o tym sądzisz? No, chłopcze? {Staniej/ otwiera i zamyka oczy, jak człowiek usiłujący zobaczyć coś po ciemku)
McCANN Jakie szanowny pan ma zdanie w tej materii? Jak szanownemu panu podobają się te widoki?
GOLDBERG Widoki. Pewnie. Pewnie, że widoki, {ręce Stanleya, w których trzyma okulary, zaczynają drżeć) Jaka je3t twoja opinia o tych widokach, co? Stanley?
Stanley skupia się, otwiera usta, usiłuje mówić, nie może, wydaje nieartykułowane dźwięki.
STANLEY Uh-gug... uh-gug... eeehhh-gag... {na wydechu) kaahh... kaaahhh...
Goldberg i McCann obserwują go. Stanley oddycha głęboko, skupia się. GOLDBERG No, chłopcze, co ty na to?
Obserwują go. Stanley skupia się, spuszcza głowę, kuli się.
STANLEY Uh-gughhh... uh-gughhh...
McCANN Jakie szanowny pan ma zdanie w tej materii?
STANLEY Kaaahhh.... kaaahhh...
McCANN Panie Weber! Co pan o tym sądzi?
GOLDBERG Co ty na to, Stan? Co myślisz o tych widokach?
McCANN Jakie jest pańskie zdanie o tych widokach?
Stanley drży na całym ciele, ale napie się usjwkaja, głowa mu opada, znów siedzi bet ruchu, skurczony• Z lewej wchodzi Peter.
GOLDBERG Kochany Stan, nic się nie zmienił. Chodź z nami. No, chodź, chłopcze.
McCANN Pójdź z nami.
PETER Gdzie go zabieracie?
Goldberg i McCann odwracają się i patrzą na Petera.
GOLDBERG Jedziemy z nim do Montl’ego.
PETER On może tu zostać.
GOLDBERG Niech pan nie mówi głupstw.
PETER Możemy się nim opiekować.
GOLDBERG Czemu pan chce się nim opiekować?
PETER To mój lokator.
GOLDBERG Trzeba mu specjalnej opieki.
PETER Znajdziemy kogoś.
GOLDBERG Nie. Najlepszy jest Montl.
Gotdbery l McCann pomagają Stanleyowi wstać. Goldberg kładzie mu melonik na głowę. We trzech kierują się do drzwi po lewej.
PETER Zostawcie go w spokoju!
Zatrzymują się. Goldberg uważnie przypatruje się Peterów i.
GOLDBERG (podstępnie) Może chce pan pojechać z nami, panie Bcles? McCANN Tak, może by się pan wybrał w naszym towarzystwie?
GOLDBERG Jedź pan z nami do Mooti'ego. Mamy dość miejsca w wozie.
Peter stoi bez ruchu. Ml faje, go i podchodzą do drzwi. McCann otwiera drzwi, bierze walizki.
PETER (złamany) Stan, -nic słuchaj ich! Nie daj się!
Wychodzą. Cisza. Peter stół bez ruchu. Trzask drzwi frontowych. Słychać. jak rusza samochód. Słychać, jak się oddala. Cisza, Peter z wolna podchodź i do stołu. Siada na krześle. Bierze gazetę, otwiera ją. Wypadają z nic) skrawki wydarte przez McCanna. Peter patrzy na nic. Przez okno z lewej widać przechodzącą Mcg; wchodzi przez tylne drzwi. Peter udaje, że czyta.
MEG (podchodząc do stołu) Samochód odjechał.
PETER Wiem.
MEG Pojechali?
PETER Tak.
MEG Nie będą na obledzie?
PETER Nic.
MEG Och. jaka szkoda, (kładzie torbę na stole) Gorąco na dworze, (zawiesza płaszcz na haku) Co robisz? ■
PETER Czytam gazetę.
MEG Dobra?
PETER Niezła.
Mcg siada przy stole.
MEG Gdzie Stan? (pauza) Jeszcze n!e zeszedł?
PETER Nie..: on jest...
MEG Jeszcze w łóżku?
PETER Tak... jeszcze śpi.
MEG Tak długo? Spóźni się na śniadanie.
PETER Daj mu... spać.
Pauza.
MEG Wspaniałe było to przyjęcie, prawda?
PETER Nie wiem. nie byłem.
MEG Nie byłeś?
PETER Przyszedłem później.
MEG Ach tak. (pauza) Wspaniałe. Od lat tak się nic śmiałam. Tańczyliśmy i śpiewaliśmy. I były różne gry. Szkoda, że cię nie było.
PETER Przyjemnie było, co?
Pauza.
MEG Byłam królową balu.
PETER Naprawdę?
MEG Tak. Wszyscy to mówili.
PETER No, na pewno byłaś.
MEG O, tak. Byłam królową balu. (pauza) Wiem, że byłam.
•
Kurtyna
i