A wszystko zaczęło się dosyć tradycyjnie - od pisania wierszy i tłumaczenia poezji. Choć sam profesor stosunek do własnej twórczości ma mocno krytyczny.
„Wie pan, ja to się do tej poetycko-ści raczej średnio przyznaję, niewiele tekstów publikowałem i raczej nie mam ochoty publikować, bo po pierwsze są one mocno przywiązane do pewnego muzycznego kontekstu, po drugie sprawiają na mnie wrażenie dość sztywnych. Pisanie i tłumaczenie w naszym pokoleniu pojawiło się w sposób całkowicie naturalny. Byliśmy pierwszą generacją, która została tak mocno wystawiona na angielskie i amerykańskie wpływy kulturowe i w ten sposób próbowaliśmy ją zrozumieć, uczynić własną. Chcieliśmy zaspokoić pewną naturalną w tym wieku ciekawość, odkryć, o co w tym wszystkim chodzi, w jaki sposób to działa. Mam wrażenie zresztą, że ten mechanizm działa do dzisiaj, wystarczy przecież wejść do księgarni, by zobaczyć dziesiątki książek zawierających tłumaczenia piosenek różnych zespołów. Różnica polega tylko na tym, że w naszych czasach można było wyodrębnić pewien dominujący nurt myślenia, ściśle związany z muzyką, dzisiaj zaś rozpadło się to wszystko na miliony różnych pod-gatunków, z których żaden nie ma tak wiodącej roli, jak rock w latach 60. Ja naprawdę byłem bardzo ciekaw, o czym śpiewają ci Beatlesi i tak się to właściwie zaczęło. A kiedy w 1973 r. powstał Wydział Anglistyki odkryłem, że to nie tylko moja pasja i że podziela ją spora grupa osób, z którą przez kolejne cztery lata udawało nam się wystawiać ‘BeatleLand’, spektakl złożony ze spolszczonych piosenek Beatlesów oraz utrzymanych w tradycji Lewisa Carolla absurdalnych wierszy Johna Lennona.”
Jak wie każdy student wydziałów humanistycznych Uniwersytetu Śląskiego, kolejną wielką pasją profesora obok poezji rocka jest hermetyczna twórczość legendarnego angielskiego poety, filozofa, grafika i malarza, Williama
Blakea. Wiedząc jednak, że były rektor Uniwersytetu opublikował na jego temat kilka książek, a każda rozmowa o Blake’u mogłaby się przeciągnąć w kilkugodzinny maraton, postanowiliśmy zgrabnie temat ominąć i dowiedzieć się, w jaki sposób profesor odnajduje „swoich poetów”, tych, których uważa za wartych tłumaczenia.
„Do niektórych poetów docierałem sam, pewne tłumaczenia jednak powstawały dlatego, że - mówiąc brutalnie
- było na nie zapotrzebowanie. Tak jak na przykład w przypadku Johna Dic-keya, którego tłumaczyłem na zlecenie Wydawnictwa Literackiego, podobnie było z Seamusem Heaneyem, którego zresztą inni tłumacze przekładali
o wiele lepiej. Jakieś 20 czy 25 lat temu natrafiłem na Robinsona Jeffersa, wielkiego amerykańskiego poetę, którego
- używając języka sportowego - nazywa się czasem ‘największym amerykańskim poetą na zachód od Missisipi’. To taki poeta opowiadacz, tworzący stustroni-cowe wiersze pełne wspaniałych historii, śmiało porównywalne z greckimi tragediami, ponieważ podejmują podobne, wielkie, ogólnoludzkie tematy, takie jak wina, kazirodztwo czy człowiek wobec Boga. Druku w moim przekładzie doczekał się tylko jeden z jego poematów narracyjnych - opublikowany przez ‘Literaturę na Świecie’ ‘Deresz’, niestety sytuacja rynkowa wygląda tak, że wiersze rozmiarów powieści nie cieszą się zbyt wielkim zainteresowaniem, dlatego też część przekładów wielokrotnie wykorzystaliśmy z Bogdanem Mizerskim, między innymi w serii czterech koncertów stworzonych na zlecenie miasta, próbując w ten sposób pokazać jego twórczość.”
Każdy wykład profesora na uniwersytecie to swoisty występ jednego aktora, pełen tłumaczenia tekstów literackich kompletnie a vista, uzupełniony dziesiątkami obrazów, grafik i żonglerką setkami cytatów, dlatego też wydaje się, że przejście na prawdziwą scenę i występy przy muzyce są dla niego zupełnie naturalną formą komunikacji, kolejną próbą dotarcia ze swoim przekazem do szerszego grona odbiorców.
„Dla mnie te koncerty faktycznie są próbą odpowiedzi na pytanie: czy istnieje możliwość pewnej nowej formy wykładu, takiej sytuacji, w której wykładowca zamiast książek i pomocy naukowych zabierałby ze sobą muzyków i w ten sposób, łącząc słowo i dźwięk, przekazywał jakąś - mówiąc w cudzysłowie - wiedzę. Stąd zresztą wzięła się nazwa tych naszych występów, coś, co chyba wyszło nam najlepiej, czyli określenie ‘eseje na głos i kontrabas’. Staramy się jednak jak ognia unikać takich sytuacji, kiedy muzyka zostaje sprowadzona do roli podrzędnej, stanowi zaledwie ilustrację do tekstu, zdecydowanie próbujemy złapać to, co nieuchwytne, poszukujemy takich chwil, kiedy słowo mówione i dźwięki oddziałują jednocześnie, tworzy się jakaś synergia. Mam nadzieję, że udaje nam się to osiągnąć przynajmniej przez chwilę w trakcie naszych koncertów. Choć sam pomysł występowania wziął się z próby powrotu do tego, czym poezja była od samego początku, sięgnięciem po słowo mówione. Mam coraz większą ochotę na jak największe ograniczanie roli słowa w naszych kolejnych programach, ścieśnienie go w taki sposób, by została jak największa przestrzeń dla dźwięku. Dlatego też sięgamy po inne środki ekspresji. Szukamy nowych środków wyrazu, takich jak film i śpiew operowy, co się doskonale sprawdziło w przypadku naszego ostatniego programu ‘Drzewo aniołów - życie i śmierć Williama Blakea’, któremu towarzyszył godzinny obraz autorstwa Ewy Sataleckiej, oparty o grafiki Blakea oraz wspaniałe eksperymenty wokalne Joanny Jędrusik, które zostały przyjęte z ogromnym uznaniem.”
Rozmawiając z profesorem, który od lat kształci tysiące studentów, zaszczepiając w nich miłość do słowa, muzyki i sztuk plastycznych, i widząc w nim obraz spełnionego humanisty, potrafiącego zarazić wiele osób swą pasją, nie sposób uniknąć pytania o sens tego rodzaju kształcenia w czasach, gdy rzeczywistość analizuje się przy pomocy
4
ULTRAMARYNA | PAŹDZIERNIK 2009