zultaty ludzkiej działalności nie odpowiadają nigdy dokładnie celom, jakie stawiali sobie ludzie wówczas, gdy ową działalność podejmowali. Zmienność i opór przekształcanego świata, niemożliwość przewidzenia wszystkiego, sprawiają, iż żadne słowo nie staje się ciałem bez rozlicznych metamorfoz i niespodzianek. Z wielkich chmur spadają często małe deszcze, podczas gdy z kropli niespodziewanie robią się potoki;
Nie jest to wcale wyróżniająca cecha myśli „utopijnej”. Los taki jest udziałem wszelkich dalekosiężnych projektów, przy czym koncepcje programowo „realistyczne” wykazują może nawet stosunkowo największą skłonność do odchylania się od swoich założeń wyjściowych, a to z tego powodu, że ich rzecznicy zakładają z góry konieczność przystosowania się do nieuchronnie zmiennych warunków i nie upierają się przy forsowaniu swych pierwszych pomysłów.
Czyż jakikolwiek wielki polityk zrealizował w całości swój program, a zwłaszcza swój program pozytyw-^ rnv?lw pewnym sensie...powiedzieć można, iż mrzonką Y iest wjjystko. colcolwielrwykracza poza stanTaktual-nie istniejący. Jeżeli natomiast położymy nacisk nielia całość takiego projektu, lecz tylko na jego elementy „zasadnicze” (pomijamy tu trudności, jakie mogą wynikać przy ich wyodrębnieniu), to okaże się z kolei, że wielkie „utopie” wszystkich czasów nie są bynajmniej Ljiie do urzeczywistnienia.
Platońska wizja reglamentacji życia jednostki wydaje się ludziom XX wieku aż nazbyt realistyczna. Z tego samego powodu nie uznamy za mrzonkę myśli More’a o likwidacji własności prywatnej, idei podziału władz sformułowanej przez Harringtona w Oceanie na długo przed Monteskiuszem, Saintsimonowskiej idei planowania i centralnego zarządzania gospodar-
ką czy też koncepcji społecznej Nowej Atlantydy, której ideą przewodnią było wykorzystanie nauki dla dobra ogólnospołecznego. Te lub inne z podobnych pomysłów okazały się wprawdzie niefortunne, ale stało się tak dlatego, że zostały zrealizowane. Świat współczesny pełen jest rzeczy, które właśnie przez utopistów zostały pomyślane po raz pierwszy. Czyż utopistą nie był Teodor Hertzl, który w królewsko-cesarskim i antysemickim Wiedniu rzucił ideę państwa żydowskiego? Lub ci „fantaści”, którzy spodziewali się zburzenia muru berlińskiego i upadku ZSRR? Kto wie zresztą, czy w życie1 współczesnym nie łatwiej byłoby odnaleźć wzory dawnych utopistów, aniżeli wzory ich trzeźwych krytyków. Bliżsi jesteśmy zapewne Platona niż Arystotelesa.
Inna już sprawa, czy to, co utopistom wydawało się najbardziej godne pożądania, będzie w naszych oczach najlepsze lub przynajmniej dobre. Wiele zaiste spośród układanych przez nich projektów zasługiwało i zasługuje na odrzucenie nie ze względu na swój brak realizmu, ale dlatego, że ich realizacja mogłaby być dla ludzkości nieszczęściem. I już niejednokrotnie była.
Uroki wielu, jeśli nie olbrzymiej większości, utopii wydają się nam mocno wątpliwe. Nietrudno zgodzić się z opinią, że Fourierowski opis falansteru to najskuteczniejszy środek wymiotny. To może być kwestią gustu, kwestią gustu nie będzie jednak np. ocena skutków zastąpienia rynku przez plan. Ale wiemy przecież, że to się daje zrobić.
I na koniec sprawa, być może, najważniejsza: jak trafnie zauważył pewien Filozof, w momencie swoich narodzin żadna wielka idea nie nadaje się do realizacji, pierwszym jednak warunkiem jej ewentualnego
23