ludzkiego, lecz jaki jest ich związek z człowiekiem, nie wiedziałem. A w ogóle z każdym słowem dzieje się dziwna historia: występuje jakaś nienormalna trudność z jego zapamiętaniem i dziwne trudności z jego wydobyciem z pamięci.
Nie mogę natychmiast przypomnieć sobie brzmienia danego słowa albo też, odwrotnie, jego znaczenia. Oto profesor pokazuje lampkę i mówi: «Co to takiego?» — a ja zaczynam przypominać sobie: «To, no, jak tono, to jest... jak je...». Zdarza się, że nie mogę przypomnieć sobie nazwy widzianej rzeczy. Patrzę to na lampkę, to na inne przedmioty stojące przede mną w pokoju. Ciągle szukam jakby oparcia w przedmiotach, jakiejś podpory, staram się przypomnieć sobie ich nazvjy, zaczynam porównywać przedmioty znajdujące się w pokoju, co stanowi punkt oparcia dla mojej mowy i pamięci słownej”.
I tak pozostało przerażająco długo — na wiele miesięcy od momentu, kiedy wypisano go ze szpitala!
Oto jest już w domu, w swojej Kazanowce. Mieszka razem z matką i siostrami. Powinien pomóc w domu: wysyłają go do piwnicy, do sklepu po chleb, po kaszę. Wydawałoby się, że nie ma nic prostszego? A w istocie jakie to niezwykle trudne! Proste słowa, które były dla niego zrozumiałe od dzieciństwa, które chwytał w lot, bez najmniejszego wysiłku, teraz docierały do niego nie od razu, lecz jakby z jakiegoś oddalenia, z dalekiego świata, wskutek czego był zmuszony w napięciu myśleć o nich, zanim zaczęły nabierać określonego znaczenia. A gdy w końcu uchwycił ich znaczenie, słowa pozostawały w pamięci minutę, dwie, a później znikały i znowu był zakłopotany, bezsilny wobec nowych trudności. Dotyczyło to spraw zwyczajnych, typowych, codziennych...
„Ot, choćby matka mówi do mnie: «Pójdź do naszej komórki, zejdź do piwnicy i nabierz z beczki do talerza kiszonych ogórków, lecz beczki nie zapomnij przykryć, na wierzchu połóż kamień...*! Nie od razu zrozumiałem, co matka powiedziała, proszę, aby jeszcze raz to powtórzyła. Matka powtórzyła swoje słowa. Teraz usłyszałem słowa: «komórka», «piwnica», «ogór-ki», a pozostałe natychmiast zapomniałem. Ale i te trzy słowa: komórka, piwnica, ogórki — starałem się kolejno szybko zrozumieć.
W końcu zrozumiałem sens tych słów (a czas płynie!); teraz muszę zapytać matkę, co mam robić. Patrzę, a mamy nie ma już w domu. Nagle znów wraca do mieszkania; zobaczyłem, że zdążyła już pójść do komórki, zejść do piwnicy i przynieść za mnie te ogórki. Matka zwraca się do mnie: «Nakrój, synku, chleba, ogóreczków, szyneczki, a nie zapomnij o soli!*. Oczywiście, uważnie wysłuchałem tego, co matka mi powiedziała. Proszę, aby to powtórzyła jeszcze raz. Powtarza swoją prośbę.
Zapamiętałem tylko dwa słowa: «chleb» i «szyn-ka». Zastanawiam się nad tymi słowami, w końcu zrozumiałem je, ale zapomniałem, co jeszcze matka mówiła, stoję więc niezdecydowany...
Oto matka mówi: «Zanieś kozie obierzyny w wiadrze, a nie zapomnij zabrać wiadra z powrotem!*
Trzymam wiadro w ręku i idę do szopy... Tam wysypuję obierzyny. Zapominam jednak o wiadrze i o tym, że mam zamknąć szopę... «A gdzież wiadro? Zamknąłeś szopę?* — pyta mnie matka. Musiałem
125