najzdrowszymi, lecz również najchętniej nabywanymi wykładzinami. Nieraz jednak w celu utrzymania obecnego stanu rzeczy używa się argumentu, który wymaga bardziej wnikliwego przeanalizowania. Ten argument to troska o miejsca pracy. „Byłoby to zagrożenie dla wielu miejsc pracy, gdyby produkty tej lub innej gałęzi przemysłu przestały być promowane przez państwo lub kupowane przez klientów, lub gdyby zaczęło się zważać na głosy nieżyciowych idealistów...” - tak brzmią głosy ludzi, którym zależy na zachowaniu zajmowanego dotychczas stanowiska lub promowaniu określonych produktów.
W którymś momencie należałoby wreszcie postawić pytanie: jaki jest sens w zabezpieczaniu takich miejsc pracy, w których wytwarza się produkty szkodliwe dla nas i naszych dzieci? Czy takie miejsce pracy może dawać satysfakcję i radość?
Ponieważ każdy człowiek wyczuwa intuicyjnie, jak wygląda prawda, często właśnie tam, gdzie odbywa się taka sprzeczna z rozsądkiem produkcja, nadaje się rozmaite tytuły i odznaczenia za „dobrą pracę”, rozdziela się awanse i podwyżki płac, organizuje się największe i najbardziej szumne kluby i związki, które mają rozwijać w ludziach poczucie „dumy” z ich działalności - mówiąc wprost: stosuje się system łapownictwa i dezorientacji, aby ludzie nie zdawali sobie w pełni sprawy z tego, co naprawdę szykują dla siebie, swoich dzieci i bliźnich.
Zastanów się na przykład nad doborem osób, którym przyznaje się jedną z najbardziej prestiżowych nagród - nagrodę Nobla - a także nad tym, co predestynuje ich do takiego zaszczytu.
Zastanów się także, jaki sens ma praca, której produkt i efekt służą wyłącznie garstce osób, a wielu ludziom wręcz szkodzą. Po co chronić takie miejsca pracy?
Ale tego typu pytania możesz stawiać tylko sobie, a z pewnością nie możesz ich zadawać związkom zawodowym. Olbrzymią i niezaprzeczalną zasługą związków zawodowych w przeszłości było powstrzymanie wyzysku pracobiorców. Dziś natomiast prowadzą energiczną, aczkolwiek dość absurdalną działalność na rzecz „zabezpieczania” miejsc pracy, co w efekcie podwyższa koszty produkcji i powoduje całkowity marazm umysłowy oraz demobilizująco-mamiące przeświadczenie o własnym bezpieczeństwie socjalnym.
Może udało się nam choćby częściowo ukazać w nowym świetle argument ochrony miejsc pracy w firmach produkujących artykuły szkodliwe dla zdrowia. Powtórzę to: gdyby zwracano baczną uwagę na koszty rzeczywiste, najchętniej kupowanymi wykładzinami podłogowymi byłyby wszelkie materiały naturalne.