że udało nam się pokonać przyrodę, i poczucie, że inni patrzą na nas z uznaniem. Chcemy nadal to robić, a im więcej się zajmujemy, tym sprawniej nam to idzie. Skutki bywają odwrotne, gdy rozpoczynamy od niepowodzeń. Nikt nie lubi wyjść na niedołęgę. W rezultacie staramy się unikać tej dziedziny albo próbujemy udawać, że wcale nam na niej nie zależy. Orzekamy wreszcie, że nigdy sobie z tym nie damy rady, a w takim razie po cóż marnować energię? Tak czy owak — wmawiamy sobie usilnie — rzecz jest do niczego nieprzydatna. Wszystko to wcale nie odpowiada prawdzie; to po prostu rozpaczliwe wysiłki umysłu człowieka, który chce koniecznie zachować równowagę i szacunek dla samego siebie. Skupiamy wówczas całą swą energię na jakimś innym przedmiocie bądź uparcie trenujemy jakąś dyscyplinę sportu, by móc potem powiedzieć samemu sobie: ,,To prawda, że z algebry jestem do niczego, no ale chemia i krykiet idą mi wcale nieźle”.
W niektórych szkołach istnieje pewna doskonała praktyka: jeśli jakiś uczeń ma na lekcjach same niepowodzenia, kieruje się go na pewien czas do zajęć praktycznych, np. stolarstwa lub orki. Wtedy zdobywa on przekonanie, że coś jednak potrafi robić dobrze i nie musi już sam siebie zwodzić na temat nauki w szkole. Może zaryzykować i naprawdę wziąć się do pracy, gdyż osiągniętej wiary we własne możliwości nie zniweczy już byle niepowodzenie.
Gdy staramy się przezwyciężyć odczuwany lęk przed jakąś dyscypliną, rzeczą najważniejszą jest to, by jasno zdać sobie sprawę, jaki jest przede wszystkim nasz cel. Zasadniczo chodzi nam nie o to wcale, by się czegoś nauczyć; chodzi o to, by pozbyć się strachu. Musimy cofnąć się nieco i zacząć od takich zadań, co do których możemy być całkiem pewni, że potrafimy je wykonać. Na przykład, przy nauce obcego języka
bardzo pomocne okaże się przeczytanie w tym języku książki przeznaczonej dla dzieci dopiero zaczynających czytać. Bez względu na to, jak kiepski był dotychczasowy poziom ucznia, prawie na pewno potrafi on przeczytać taką książkę. I oto osiągnął już pierwszy sukces, przeczytał książkę przeznaczoną dla tych, którzy mówią obcym językiem.
Takie cofnięcie się do wcześniejszego etapu w matematyce ma jeszcze większe znaczenie. Jeśli ktoś nie opanował arytmetyki, niemożliwe jest zrozumienie algebry; jeśli nie opanował algebry, nie może zrozumieć rachunku różniczkowego. Jeśli zaś, sam sobie z tego nie zdając sprawy, będzie się upierał przy niemożliwościach, ucierpi tylko samopoczucie.
Abstrahując od tych logicznych następstw, istnieje także racja natury psychologicznej. Istnieje prawdopodobieństwo, że owo uczucie niepewności, które dokuczało uczniowi na wczesnych etapach jego edukacji, utrzymuje się w wieku późniejszym. Ciągle jeszcze przeżywa on niepowodzenia, jakich doznał mając lat osiem czy dziewięć. Ale uczucie to natychmiast zniknie, jeśli cofniemy się do samego początku i znów przeczytamy podręczniki z tamtego okresu. Bardzo często okaże się, że trudności rozwiały się nie wiadomo kiedy i jak.
Właśnie dlatego w książce tej znajdują się rozdziały traktujące o sprawach takich, jak np. tabliczka mnożenia. Czytelnik przeczyta te rozdziały bez trudności. Dalej jednak, w pewnym momencie, znów poczuje się zdezorientowany. Będzie to znaczyło, że dotarł do miejsca, w którym w jego znajomości przedmiotu pokazują się luki; powinien sprawdzić swoje wiadomości, zaczynając od tego właśnie miejsca lub nieco wcześniej. W tym, że człowiek czuje się nieco oszołomiony rzeczami, których uczy się po raz pierwszy, nie ma nic niezwykłego. Jeśli powta-
65
5 Matem, nauką przyj.