ostateczną decyzję na najbliższym posiedzeniu, które wyznaczono nu 26 czerwca w Helsinkach.
Sprawa, która miała być przedmiotem obrad, była skomplikowana i miała wiele szerszych uwarunkowań. Akredytacja BEST była przyznawanu zaledwie od 1998 roku i uchodziła za najbardziej elitarna na kwiecie. Do tej pory przyznano ją zaledwie osiemnastu szkołom zachodnioeuropejskim, cieszących się powszechnie najwyższą renomą. Żadna z czołowych europejskich szkół biznesu nie pozostała poza nawiasem systemu BEST. Akredytacja oznacza więc potwierdzenie nąjwyższych jakościowych kryteriów kształcenia menedżerskiego, określonych przez profesjonalne środowisko szkól biznesu i reprezentację europejskich pracodawców. Opiera się ona na wszechstronnej analizie uczelni jako organizacji działającej w konkretnym otoczeniu. Charakterystyczną cechą europejskiego systemu BEST jest uznanie specyfiki każdego z krąjów, ich szczególnych potrzeb i tradycji. Tym różni się on od amerykańskiego systemu akredytacji przyznawanej przez Amerykańskie Stowarzyszenie Wyższych Szkól Biznesu (American Associalion of Collegiate Schools of Business), które w ciągu ostatnich trzydziestu lat przyznało ponad 500 akredytacji amerykańskim szkołom biznesu.
W europejskich kręgach edukacji menedżerskiej dość powszechnie panowało przekonanie, że edukacja menedżerska w postkomunistycznych krajach Europy Środkowowschodniej znajduje się jeszcze w powijakach i że przez wiele najbliższych lat nie będzie tam można znaleźć uczelni spełniających wysokie kryteria systemu BEST, w którym ton nadają najlepsze i najbardziej, znane europejskie szkoły biznesu. Szczególnie podejrzliwie traktowano uczelnie prywatne, które licznie pojawiły się w krajach byłego „obozu socjalistycznego".
Z drugiej strony jednak. Europejskie Stowarzyszenie Szkół Biznesu pragnęło mieć charakter ogólnoeuropejski i zabiegało o to, by w jego szeregach znalazła się reprezentacja uczelni z Europy środkowowschodniej. Trzy szkoły z tego regionu zgłosiły się do akredytacji BEST. Dwie z nich uzyskały już negatywne decyzje Komisji Akredytacyjnej. NSZiP była trzecim i ostatnim kandydatem z tej części świata i jedynym z Polski. Na jej niekorzyść przemawiał młody wiek (powstała zaledwie w 1993 roku i wypuściła — jak dotąd — zaledwie jeden rocznik absolwentów programu magisterskiego i trzy roczniki programu licen* cjackiego) oraz nikła obecność na międzynarodowym rynku edukacji menedżerskiej. Atutami warszawskiej uczelni były jej rozmiary i potencjał: prawie 6000 studentów, pełna gama programów edukacyjnych (od licencjackiego, poprzez magisterski i doktorski po liczne studia podyplomowe), znaczny majątek, rozbudowana działalność naukowa i badawcza, zatrudnienie ponad 200 nauczycieli akademickich. Właśnie potencja) pozytywnie wyróżniał NSZiP spośród innych szkół zarządzania Europy Środkowowschodniej, a nawet Zachodniej.
Gustafson rozpoczął obrady, proponując, by zacząć od jak najbardziej zobiektywizowanego opisu uczelni, a ściślej tych elementów organizacji, które są najważniejsze z punktu widzenia akredytacji. Zaproponował więc, by omówić kolejno:
— specyficzne otoczenie, w którym działa NSZiP;
— misję uczelni, jej strategię i cele;
— formalna strukturę organizacyjna i mechanizmy podejmowaniu decyzji:
— bazę materialna i finansowanie działalności;
— system społeczny i kulturę organizacyjną.
Omówienie każdego z tych tematów powierzono innemu członkowi zespołu,
Michael Preston podjął się przedstawienia specyfiki otoczenia, w którym działa NSZiP, oraz na tym tle jej misji, strategii i celów działania. Zaczął od stwierdzenia, że szkolnictwo wyższe w Polsce, a zwłaszcza niepaństwowe szkoły zarządzania, funkcjonują w warunkach daleko odbiegających od tych, które występują w Europie Zachodniej.
— „Po pierwsze, nastąpiła swego rodzaju eksplozja edukacyjna. W ciągu dziesięciu lat liczba studentów kształconych na polskich uczelniach wyższych wzrosła niemal czterokrotnie z około 350000 w roku 1989 do ponad 1 300000 w roku 1999. Ten skok dokonał się przy stosunkowo niewielkim wzroście nakładów na państwowe szkolnictwo wyższe i tym samym zatrudnieniu kadry, zwłaszcza profesorskiej".
Gustafson od razu zwrócił uwagę, że musiało się to odbić na jakości kształcenia. Większość siedzących za stołem przytaknęła tej opinii. Jedynie de Leo stwierdził, że taka opinia nie może dotyczyć wszystkich uczelni w jednakowym stopniu i że zmiana ustrojowa musiała wyzwolić tłumione dawniej możliwości i niewykorzystany potencjał uczelni.
— „Po drugie" — kontynuował Preston — „najsilniejszy był przyrost liczby studiujących na kierunkach zarządzania i pokrewnych. Właśnie w tej dziedzinie powstało szczególnie wiele (ponad 120) uczelni niepaństwowych. Przyjmują one studentów, którzy nie są w stanie zdać trudnych egzaminów na uczelnie państwowe i w zamian za czesne kształcą ich często na bardzo niskim poziomie".
De Leo żachnął się: „Ale przecież NSZiP z pewnością nie jest taką instytucją. Świadczy o tym bardzo dobra opinia, jaką wydał jej wiceminister edukacji, czołowe miejsce w rankingach publikowanych w wysoko nakładowej prasie oraz dobra opinia u pracodawców zatrudniających absolwentów uczelni...”.
— „W dodatku jest to jedyna niepaństwowa uczelnia wyższa, której przyznano uprawnienia do doktoryzowania" — wtrącił Pierre Bouchard.
Hans Koopmans zwrócił uwagę, że uczelnia prowadzi wiele wysokiej jakości programów szkolenia podyplomowego dla pracujących menedżerom , trzy programy MBA (w tym jeden prowadzony od wielu lat), kilka studiów podyplomowych, programy przygotowywane we współpracy z takimi firmami, jak Daimler-Chrysler, Renault czy Avon Cosmetics. — „Prowadzone po angielsku zajęcia na jednym z programów MBA, które wizytowałem, są na wysokim poziomie".
— „To wszystko prawda" — bronił się Preston — „chciałem jedynie zwrócić uwagę na specyficzne otoczenie, w którym funkcjonuje uczelnia".
Gustafson wziął stronę Prestona: „W Polsce edukacja menedżerska stała się