tego nie pragnął. Krew w jego żyłach krąży zbyt swobodnie, aby Alberto. mój nieposkromiony przyjaciel, mógł myśleć
0 przystosowaniu się do jakiegoś systemu; instynkt wola go gdzie indziej, ku innym rozwiązaniom, ku rzeczom nie oczekiwanym, improwizowanym, nowym. Ponad dobre za jęcie Alberto bez wahania przenosi ryzyko i walki .wolnego zawodu".
Mam w kieszeni kartkę z Arbeitsdienstu, na której jest napisane, że haJUing 174517 jako wyspecjalizowany robol nik ma prawo do nowej koszuli i kalesonów i każdej środy musi się golić.
Poszarpana Buna leży pod pierwszym śniegiem sztywna
1 milcząca jak olbrzymi trup: codziennie wyją syreny Flic geralarm; Rosjanie są w odległości osiemdziesięciu kilomc trów. Centrala elektryczna nieczynna, kolumny metanolu nie istnieją już, z czterech gazometrów acetylenowych trzy wyleciały w powietrze. Do naszego lagru napływają codziennie bezładne transporty więźniów .odzyskanych" ze wszystkich obozów polskich ziem wschodnich; niewielu z nich idzie do pracy, większość wywieziona zostaje od razu do Brzezinki i do krematorium. Racje jeszcze bardziej zmniejszono. Ka-Be przelewa się, E-Hąfllinge przynieśli do obozu szkarlatynę, dyfteryt i tyfus plamisty.
Ale hajlling 174517 został awansowany na specjalistę i ma prawo do nowej koszuli i kalesonów i co środa musi być ogolony. Nikt nie może się poszczycić, że rozumie Niemców.
Weszliśmy do laboratorium onieśmieleni, podejrzliwi i zdenerwowani, jak trzy dzikie zwierzęta, które wtargnęły do wielkiego miasta. Jaka czysta i błyszcząca posadzka! To laboratorium jest zadziwiająco podobne do każdego innego laboratorium. Trzy długie stoły do pracy zastawione setkami znanych przedmiotów. W rogu naczynia szklane do ściekania, waga analityczna, piec Herausa, termostat Hop plera. Woń uderza w nozdrza jak trzaśnięcie biczem: lekka.
omatyczna woń. właściwa laboratoriom chemii organicz-ej. Na chwilę jawi się gwałtownie i brutalnie i natych-iast znika wielka mroczna sala uniwersytetu, czwarty k, rozkoszne majowe powietrze w Italii.
Henr Stawinoga wyznacza nam miejsca do pracy. Sta-noga to pół-Niemiec, pół-Polak, młody jeszcze, o twarzy ergicznej, lecz jednocześnie smutnej i zmęczonej. On wnież jest doktorem: nie chemii, ale (ne pas chercher comprendre)1cglotologii: mimo to on właśnie jest kierow-ikiem laboratorium. Nie rozmawia z nami chętnie, lecz ie wydaje się wrogo nastawiony. Mówi do nas monsieur, o jest zabawne i kłopotliwe.
W laboratorium Jest cudowna temperatura: termometr kazuje 24°. Uważamy, że mogą nawet kazać nam myć kio czy zamiatać posadzkę, czy nosić butle z wodorem, kolwiek bądź. byle zostawiono nas tutaj, a problem zimy dzie rozwiązany. A potem, po powtórnym egzaminie, wnież i problem głodu nie powinien być trudny do roz-zania. Czy naprawdę zechcą nas co dzień rewidować rzed wyjściem? A gdyby nawet tak było, to czy i za każ-n razem, gdy będziemy wychodzili do latryny? Na pewno ie. A tu jest mydło, benzyna, alkohol. Uszyję sobie ukrytą 'eszeń wewnątrz bluzy i zrobię kombinację z Anglikiem, tory pracuje w fabryce i handluje benzyną. Zobaczymy, czy bardzo surowy będzie nadzór: aleja mam już rok lagru sobą i wiem, że jeżeli ktoś chce kraść i przyłoży się do tego poważnie, nie istnieje nadzór ani rewizja, które mogłyby mu w tym przeszkodzić.
Wygląda więc na to. że los wybrawszy nieoczekiwaną “rogę, urządził tak, iż my trzej, obiekty zazdrości dziesięciu sięcy skazańców, nie będziemy tej zimy ani marzli, ani odowali. A to znaczy, że nie zachorujemy poważnie, że unikniemy odmrożeń i że ocalimy się przed selekcją. W tej
153
Nic .starać się zrozumieć.