Książkę jego dostałam w 1928 roku, gdy badałam lud Manusów na Wyspach Admiralicji. Wydawało się wówczas niemal pewne, że Manusowie — lud dumny z dostosowania do swej prehistorycznej kultury i wyobrażenie o innych cywilizacjach wyrabiał sobie na podstawie kontaktów, które ich upokarzały i wyobcowywały — pozostaną na zawsze światowym proletariatem bez wykształcenia, żyjącym w środowisku, którego nie rozumieją i wobec którego są bezradni.
Dziś, czterdzieści lat później, Manusowie przeskoczyli tysiące lat, i sami kształtują swą przyszłość, czego w żadnym wypadku nie mogli zrobić wówczas, gdy zamknięci w swej prehistorycznej kulturze zabijali i grabili mniej agresywnych sąsiadów. Dziś ich dzieci wyjeżdżają na wyższe uczelnie, studiują prawo i medycynę. Dziś organizacja polityczna ogarnia cały powstający naród," choć czterdzieści lat temu polegała na doraźnych przedsięwzięciach podejmowanych na malutkim archipelagu i wykonywanych przez słabo wyodrębniane jednostki administracyjne. Gdy dziś przypominam sobie słowa MacLeisha, rozumiem je inaczej. Dziś przynajmniej wiemy, kto powinien zadawać pytania, po to by cała wiedza, którą odziedziczyliśmy z przeszłości, mogła być właściwie wykorzystana jako źródło odpowiedzi./Dzieci i młodzież muszą pytać, gdyż ich pytania są inne od tych,- które nam przychodzą do głowy. Trzeba jednak odbudować między pokoleniami tyle zaufania, by wiedza starszych była uznana za właściwe źródło odpowiedzi./ W miejscach zaludnionych przez osadników dzieci pierwsze mówią, że im zimno i że dokucza im przeciąg, i powtarzają to tak długo, dopóki ojcowie budują prowizoryczne, pośpiesznie sklecone i przestarzałe szałasy. I wreszcie ojcowie muszą znaleźć w sobie dość sił i umiejętności, by ściąć nowe drzewa i postawić nowe domy.
W ciągu kilku ostatnich lat byłam wystawiana na pewną pokusę. Młodzi ludzie zwracali się do mnie, gdy razem pracowaliśmy i dążyliśmy do jednego celu, mówiąc: „Ty należysz do nas”. Miałam wrażenie że jest to pokusa, której muszę się oprzeć za wszelką cenę, już choćby dlatego, że żyję w kraju, w którym młodość, w każdej postaci jest kuszącym miejscem- schronienia dla wszystkich osób w średnim wieku i podstarzałych. Odpowiadałam więc: „Nie, nie należę do waszego pokolenia. Może wam się - tak wydawać, bo zajmujecie się teraz tym, nad czym ja pracowałam przez -czterdzieści lat. To jednak nie wystarcza, bym się stała członkiem waszego pokolenia, a poza tym nie mogę być pewna, ozy za dziesięć lat nie zwfócicie się przeciwko tym celom, dó których teraz wspólnie dążymy”. Mam teraz jednak wrażenie, że ta odpowiedź była jeszcze jednym przykładem trwania w przekonaniu, że /przyszłość będzie jak przeszłość, że większość ludzi przechodzi fazy buntu i pogodzenia ze światem, że przeszłe doświadczenia zachowają wartość w przyszłości/ Ponieważ przyjęłam te założenia, nie .potrafiłam dostrzec, że tym młodym ludziom chodziło zapewne o coś innego. Byłam wychowana tak, jak oni chcieliby być wychowywani, przez babkę i rodziców, którzy sądzili,
145