wić swoje plany z lekarzem, który go najlepiej zna i we wszystkim stosować się do jego rad.
Gotowe pakiety pierwszej pomocy są wprawdzie dobrze obmyślane, ale rzadko kiedy odpowiadają specjalnym potrzebom przebywającego w głuszy. Jest w nich wiele rzeczy niezbędnych, trochę pod pewnym względem przydatnych, podczas gdy innych, mogących służyć zachowaniu zdrowia w czasie długich wypraw, w ogóle brak. Także i to powinno się szczegółowo omówić z lekarzem. Jeżeli sam już kiedyś uczestniczył w wyprawie i zna okolice, w które się wybieramy, będzie to na pewno bardzo korzystną okolicznością. Tak czy owak nie zaszkodzi zasięgnąć jego rady jako eksperta w sprawach danego kraju.
Nie pomogą jednak i najlepsze leki, gdy ma się kiepskie pojęcie o tym, kiedy i jak je stosować. Dotyczy to także sposobu postępowania przy złamaniach, zakładania opatrunków i używania igieł do zastrzyków. Tak więc kurs pierwszej pomocy jest równie potrzebny, jak wiedza o zabranych lekarstwach i ich działaniu. Trzeba też wiedzieć, co zwiastują określone objawy, w przeciwnym razie można sięgnąć po całkiem niewłaściwy środek.
Zabranie leków przeciwko wszelkim chorobom jest niemożliwe. Nie da się uniknąć pewnego ryzyka, jest ono jednak znacznie mniejsze, niż się przypuszcza. Przecież w czasie długiej wędrówki, dzięki świeżemu powietrzu i ciągłemu ruchowi żyje się znacznie zdrowiej niż w domu. Dzięki temu organizm regeneruje siły, zakładając że się nie przywlekło ze sobą żadnej choroby. Przed wyjazdem trzeba się więc kazać dokładnie zbadać, rzecz jasna musi to zrobić także i dentysta.
Przykład kwot ubezpieczeniowych, wypłacanych od nieszczęśliwych wypadków dotyczących turystyki wysokogórskiej wskazuje na to, że początkujący wyrządzają sobie znacznie częściej i znacznie poważniejsze krzywdy od doświadczonych alpinistów. Przy tym, im trudniejsza wyprawa, tym mniej wypadków, ponieważ ważą się na nią tylko wytrawni alpiniści, których doświadczenie nauczyło szczególnej ostrożności. Nie inaczej bywa w głuszy. Kto ją dobrze zna, ten nie pozwala sobie na zbędne ryzyko. Na podstawie akt alaskańskich służb ratunkowych można przyjąć, że większość akcji dotyczy ludzi, którzy wyruszają na pustkowia lekkomyślnie i bez odpowiedniego ekwipunku. Dobrze wyekwipowany i doświadczony człowiek prawie zawsze umie sobie poradzić.
Na wielotygodniowe wędrówki nie trzeba zabierać znacznie cięższego i bardziej różnorodnego ekwipunku niż na wyprawy kilkudniowe. Dochodzi tylko kilka funtów koncentratów żywnościowych, jako żelazny zapas na te dni, kiedy wbrew własnym oczekiwaniom nie można zdobyć dostatecznie dużo żywności. Zabiera się także kilka zapasowych baterii do latarki lub większą ilość świec, a także większy zapas zapałek i klisz do kamery filmowej. Uzupełnia się naczynia kuchenne, zabierając drugi garnek i trochę więcej przypraw. Myśliwy zabiera dwa lub trzy razy więcej nabojów. Kilka książek w kieszonkowym formacie skróci owe dni, które ze względu na wyjątkowo brzydką pogodę trzeba będzie spędzić w śpiworze. Poza tym na sześć tygodni potrzebne jest mniej więcej to samo, co na sześć dni.
Gdy wyrusza kilkuosobowa grupa, każdy uczestnik może nieść lżejszy bagaż. Siekiera, komplet narzędzi i torba z pierwszą pomocą są do wspólnego użytku. Odnosi się to także do naczyń kuchennych i wielu innych przedmiotów. Niewielka grupa może nocować w jednym namiocie. Co prawda musi on być większy, ale i tak jest znacznie lżejszy, niż kilka pojedynczych namiotów. Uczestnicy wyprawy mogą odpowiednio rozdzielić ekwipunek. Jeżeli nie wszyscy pasjonują się myślistwem lub wędkarstwem, a polują i wędkują tylko w celach zaopatrzeniowych, wystarczy im jeden sztucer i jedne przybory wędkarskie. Po gruntownym przemyśleniu, każdemu z uczestników można znacznie zmniejszyć bagaż i dzięki temu zwiększyć zasięg wyprawy, a także owo poczucie bezpieczeństwa, które stwarza wspólnota. Niewątpliwie prymitywne życie w równorzędnym towarzystwie ma osobliwy urok.