.fi i i.itlti -,ię jeszcze coś, a przede wszystkim tłusty po-
| i i I-.i.iwi.i się inaczej. Wtedy chude mięso spełnia swoją ro-, itiukiuiiili u/iiprliiia pożywienie.
I i i nii pi, c dstuwia się sprawa z pewnymi ptakami, na przykład t (t.inln ittu Nu wpół zagłodzonemu człowiekowi nic przywrócą sił smaczne p n ki. musiałby zjadać po dwadzieścia sztuk dziennie albo i więcej. Funt iii uwicia cztery razy więcej kalorii niż funt pstrąga.
( i cm nie zaszkodzi kilkudniowa głodówka, jeszcze wyjdzie na zdrowie. (idy człowiek nie ma już nic do jedzenia i zaczyna być głodny, to tylko burczy mu w brzuchu, natomiast organizm może jeszcze czerpać z własnych zasobów. Zużywa nadwyżki. Przede wszystkim redukuje głównie węglowodany i podkłady tłuszczu. Każdy ma ich większy lub mniejszy zapas. Jeżeli pobolewa żołądek, to dlatego, że jest pusty i kurczą się jego ścianki. Początkowo jednak organizm nie słabnie, a jeżeli człowiek czuje się osłabiony i niezdolny do wysiłku, wypływa to z nastawienia psychicznego, a więc jest czystym urojeniem. W rzeczywistości organizm funkcjonuje nadal i tylko zmniejsza nieco wydatkowanie energii, w pierwszych dniach najwyżej o dwadzieścia procent. Pożywienie nie przechodzi już przez żołądek, lecz substancje odżywcze są czerpane z caicgo ciała. Ponieważ pozbywa się ono przy okazji zbędnego balastu, jego wydolność nawet się zwiększa!
Kto o tym wie, ten w pierwszych dniach głodu nie musi się oszczędzać, wręcz przeciwnie, powinien ten fakt wykorzystać, żeby za pomocą wszelkich dostępnych środków usunąć przeszkody. Może pójść na polowanie, rozstawić sidła czy też przedsięwziąć jakiekolwiek inne kroki, aby zdobyć pożywienie. Bardzo wskazane jest picie jak największej ilości płynów, nawet czystej wody, żeby wydalić z organizmu toksyny, które zawsze powstają w trakcie przemiany materii.
Jak długo można głodować, zanim się całkiem nie straci sił, zależy to oczywiście od poprzedniej kondycji. Im ktoś był grubszy, tym dłużej będzie żywy i zdrowy. Dopiero po upływie trzydziestu dni schudnie przeciętnie o dwadzieścia procent. Zanim umrze, może schudnąć o połowę, a w poszczególnych przypadkach nawet i bardziej.
a skraju doliny Kaisersbach, gdzie ścieżka po wielu zakrętach pnie się na Stripsenjoch, sterczy z lewej strony stroma skalna ściana. Zwie się „Jatką” i zna ją wielu alpinistów.
Wzdłuż jej pionowego urwiska wiedzie stromo pod górę wąska obręcz skalna szerokości dziecięcego bucika, dostępna jedynie dla wytrawnych alpinistów, którzy w dodatku pomagają sobie przy wspinaczce obiema rękami. Kozicom nie sprawia ona jednak trudności. Od niepamiętnych czasów korzystają z tej uformowanej przez naturę, pnącej się w górę ścieżki, żeby dotrzeć z doliny do cyrku lodowcowego, gdzie pomiędzy okruchami skalnymi rosną drobniutkie, lecz niezmiernie ważne dla ich diety zioła. Muszą one zawierać sole czy też jakieś inne składniki, które są ulubionym przysmakiem kozic. Obecnie bardzo rzadko korzystają ze spadzistego przesmyku, bo w pogodne letnie dni przeważnie wspinają się na skałę alpiniści. Niegdyś był to jednak bardzo ważny szlak kozic, które wspinały się po nim prawie codziennie, od wczesnej wiosny do późnej jesieni.
— Długo to trwało, nim zauważyłem, że na ścianie dzieje się coś niedobrego — opowiadał Westl Honnegger — potem jednak spostrzegłem, że u podnóża skały zapadają kruki i kawki. Przylatywały stadnie, coś porywały i znów się zlatywały. Potem się wspiąłem i znalazłem patrochy kozicy... nie jednej... chyba dwóch czy trzech naraz. Ale było tam tylko to, co wypatroszono ze zwierząt, nic ponadto. Ani kawałka futra, ani kości. A więc sprawka kłusownika, to całkiem jasne!
Nie padał jednak strzał, na który Wastl tak cierpliwie czekał. Szukał wnyków i pułapek, ale nie znalazł niczego podobnego. Mimo to w kilka dni później znów natknął się na patrochy kozicy. Tym razem kłusownik usiłował schować trzewia pod kamieniem, ale wywlókł je stamtąd lis. Podejrzenie Wastla Honneggera padło na Toniego Schmiedera, stroniącego od pracy typka z Niederauen. Często przychodził do doliny Kaisersbach, nie można
111