na. Od Rumunii po Francję. Że do celów wróżebnych Biblia straciła swoją aktualność. Cóż nam przyjdzie na przykład z następującego wersetu, gdy niebacznie się otworzy w jakiś kwietniowy piątek czy grudniową środę: „Wszystkie naczynia przybytku do całej służby w nim i wszystkie jego paliki i wszystkie paliki dziedzińca będą z miedzi (Wj 27, 19)"*. Jak mielibyśmy to rozumieć? Zresztą, mówił, że wcale nie upiera się przy Cioranic. Spojrzał na mnie wyzywająco i powiedział:
— Proszę bardzo, niech pani zaproponuje coś innego.
Nic nie przyszło mi do głowy. Wtedy wyciągnął ze swojego plecaka cieniutką sfatygowaną książeczkę, otworzył ją w przypadkowym miejscu, po czym twarz mu się rozjaśniła.
— „Zamiast zwracać uwagę na twarz przechodniów, spoglądałem na ich stopy i wszystkich tych zabieganych ludzi sprowadzałem do kroków spieszących — tylko ku czemu. I wydało mi się jasne, że nasza misja polega na wznoszeniu kurzu w poszukiwaniu jakiejś niepoważnej tajemnicy” — przeczytał z satysfakcją.
Kunicki. Woda 1
Godzina jest przedpołudniowa, nie wie dokładnie która, nie spojrzał na zegarek, ale czeka nie dłużej, zdaje się, niż kwadrans. Opiera się wygodnie o siedze-
| Źródła cytatów opisano na końcu książki (przyp. red.)
nie i przymyka oczy; cisza jest przenikliwa jak wysoki nieustępliwy dźwięk, nie można zebrać myśli, jeszcze nie wie, że brzmi jak alarm. Odsuwa fotel od kierownicy i wyciąga nogi. Głowa mu ciąży, ciało podąża za jej ciężarem, spada w białe rozgrzane powietrze. Nie będzie się ruszał, poczeka.
Na pewno palii papierosa, może nawet i dwa. Po kilku minutach wyszedł z auta i wysikał się do rowu. Zdaje się, że nie minął go żaden samochód, ale teraz nie jest tego pewien. Potem wrócił do środka i z plastikowej butelki napił się wody. Wreszcie zaczął się niecierpliwić. Zatrąbił gwałtownie klaksonem i ogłuszający dźwięk przyspieszył falę złości, która sprowadziła go poniekąd na ziemię. Od tego momentu wszystko już widzi dokładniej: ruszył za nimi ścieżką, nieuważnie rojąc w myślach słowa, jakie zaraz wypowie: „Co ty, do cholery, tak długo robisz? Co ty wyprawiasz?”.
To jest gaj oliwny, wyschnięty na pieprz. Trawa chrzęści pod butami. Między powykręcanymi oliwkami rosną dzikie jeżyny; młode pędy próbują wśliznąć się na ścieżkę i złapać go za nogę. Wszędzie pełno śmieci: chusteczki higieniczne, obrzydlistwo podpasek, okupowane przez muchy ludzkie ekskrementy. Inni też zatrzymują się przy drodze, żeby się załatwić. Nie zadają sobie trudu wejścia głębiej w zarośla, spieszy im się, nawet tutaj.
Nie ma wiatru. Nie ma słońca. Białe nieruchome niebo przypomina poszycie namiotu. Parno. Cząsteczki wody rozpychają się w powietrzu i wszędzie czuć zapach morza — elektryczny, ozonowy, rybny.
31