IMG86

IMG86



— Kawy? Napijesz się kawy? — i pokazuje gW otwieraną właśnie kafejkę przy porcie.

Tak, kawy. Czemu nie?

Kunicki siada przy małym stoliku, a tamten u chwilę przychodzi z podwójnymi espresso. Piją w mil-czeniu.

— Nie martw się — mówi bileter. — Tutaj nit ma się jak zgubić. Tutaj wszyscy jesteśmy widoczni jak na dłoni. — Tak mówi i pokazuje otwartą dłoń przeoraną kilkoma grubymi liniami. Potem przynosi mu bulkę z kotletem i sałatą. W końcu odchodzi, zostawiając Kunickiego nad niedopitą kawą. Kiedy znika, Kunickiemu wyrywa się krótki szloch; jest jak kęs bulki, więc przełyka go, nie czując smaku.

Nie może pozbyć się wyrażenia, że są widoczni jak na dłoni. Przez kogo? Kto miałby na nich wszystkich patrzeć, na tę wyspę na morzu, na nitki asfaltowych dróg z portu do portu, na roztopionych w upale kilka tysięcy ludzi, miejscowych i turystów, trwających w ruchu. Migają mu w głowie obrazy ze zdjęć satelitarnych, podobno można na nich dojrzeć napis na pudelku od zapałek. Czy to możliwe? Pewnie i widać stamtąd jego początki łysiny. Wielkie chłodne niebo pełne ruchomych oczu niespokojnych satelitów.

Wraca do samochodu przez mały cmentarz kolo kościoła. Wszystkie groby zwrócone są w stronę morza, jak w amfiteatrze, więc zmarli obserwują powolny, powtarzalny rytm portu. Zapewne cieszy ich biały prom, może biorą go nawet za archanioła, który eskortuje dusze w tej podniebnej przeprawie.

Kunicki zauważa, że powtarza się kilka nazwisk. Ludzie tutaj muszą być jak te koty — chowają się wsobnie, obracają w kręgu kilku rodzin, rzadko wychodzą poza nie. Zatrzymuje się tylko raz — widzi mały nagrobek i zaledwie dwa rzędy liter:

Zorka 9 II 21-17 II 54

Srećan 29 I 54- 17 VII 54

Przez chwilę szuka w tych datach algebraicznego porządku, wyglądają jak szyfr. Matka i syn. Jakaś tragedia ujęta w daty, rozpisana na etapy. Sztafeta.

1 to już koniec miasta. Jest zmęczony, upal sięgnął zenitu i teraz pot zalewa mu oczy. Gdy znowu wspina się samochodem w głąb wyspy, widzi, że ostre słońce zamienia ją w najbardziej nieprzyjazne miejsce na ziemi. Upał cyka jak zegarowa bomba.

Na policji częstują go zimnym piwem, jakby chcieli ukryć pod białą pianą swoją bezradność. „Nikt ich nie widział”, mówi masywny urzędnik i grzecznie odwraca ku niemu wentylator.

—    Co robić? — pyta policjanta, stojąc w drzwiach.

—    Niech pan odpocznie — odpowiada tamten.

Ale Kunicki zostaje na komisariacie i wsłuchuje się we wszystkie telefoniczne rozmowy, w pełne ukrytych znaczeń trzaski walkie-talkie, aż przychodzi po niego Branko i zabiera go na obiad. Prawie nie rozmawiają. Potem każe się odwieźć do hotelu, jest


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Image013 17. Uśmiechnij się szeroko, pokazując zęby.
Image013 (3) 17. Uśmiechnij się szeroko, pokazując zęby.
56061 s178 (3) czas przeschnąć, nim dotrze do mięsa. Nie ma niebezpieczeństwa, że mięso się ugotuje
SEANS SKŁADAĆ SIĘ BĘDZIE Z POKAZU TRZECH FILMÓW: „TAKIEGO PIĘKNEGO SYNA URODZIŁAM"
stylistyka8 wzajemne porozumiewanie się. choćby dlatego, że otwierają rokic pole do interpretacji.
Image013 17. Uśmiechnij się szeroko, pokazując zęby.
1248821513 by MattiHautadzieciP0 Dziecia napijemy się w*w demiki śpią earl greya? ywatory pi
Ćwiczenie 10 Przypatrz się mapom pokazującym rozmieszczenie największych elektrowni i miejsca wydoby
IMG!20 Puka, i głośno echo się rozlega — Nikł nie otwiera, — i nikt nie przybiega.    
zył, bo też mógł się li w ciszy bez ruchu. i palcach rających się drzwi? ą C*yje* krok, D. otwierają
Image013 17. Uśmiechnij się szeroko, pokazując zęby.
80,81 3 SW _ « w pi/cdszkolu, nic budowa! z nimi doinkd ta! zabawek, t>Lko ziewał, ho się nudził,

więcej podobnych podstron