Mówi, że jedynym sposobem przetrwania w rozciągniętym, linearnym czasie jest zachowanie I seansu, taniec, którego krok polega na zbliżaniu J i oddalaniu, krok w przód, krok w tył, raz w le*J
raz w prawo — to krok łatwy do zapamiętania. A i®
większy staje się świat, tym większy dystans można I sobie wytańczyć w ten sposób — wyemigrować za siedem mórz, za dwa języki, za jedną całą religię.
la jednak mam inne zdanie na temat czasu. Czas wszystkich podróżnych to wiele czasów w jednym, cala mnogość. To czas wyspowy, archipelagi porządku w oceanie chaosu, to czas, który produkują dworcowe zegary, wszędzie inny, czas umowny, południkowy, więc niech nikt nie bierze go zbyt poważnie. Godziny znikają w lecącym samolocie, świt następuje błyskawicznie i już depcze mu po piętach południe i wieczór. Hektyczny czas wielkich miast, gdzie przybywa się tylko na chwilę, żeby oddać się w niewolę jakiegoś wieczoru, i leniwy — nie zamieszkanych równin widzianych z samolotu.
Myślę też, że świat mieści się w środku, w bruździe mózgu, w szyszynce, stoi w gardle, cen globus. Właściwie można by go odkaszlnąć i wypluć.
Lotniska
Oto wielkie lotniska, które gromadzą nas, obiecując! przesiadkę na następny samolot; to porządek polą-czeń i rozkładów na usługach ruchu. Ale nawet gdy-l
62