nych farmach, gdzie kupuje warzywa, mleko i łyt0D klonowy, którego używa zamiast cukru. Ale wino było dobre. Doktor, nie przyzwyczajony do alkoholu i zmęczony, poczuł się wstawiony po dwóch kielisz-kach. Układał w głowie kolejne zdania, ale ona za. wsze była pierwsza. Pod koniec butelki opowiedziała mu o śmierci męża. Zderzyły się motorówki.
— Miał dopiero sześćdziesiąt siedem lat. Nic nie dało się zrobić z ciałem. Zupełnie zmasakrowane.
Pomyślał, że teraz się rozpłacze, ale ona wzięła następną grzankę i kruszyła ją do resztek sałaty.
— Nie był przygotowany na śmierć, zresztą kto
jest? — zamyśliła się na chwilę. — Ale wiem, że chciałby mieć ucznia godnego siebie, kogoś, kto jest nie tylko kompetentny, ale pracuje z pasją, tak jak on. | Był wielkim samotnikiem, to pan wie. Nie zostawił żadnego testamentu, nie wydał poleceń. Czy powinnam oddać preparaty do muzeum? Już kilka muzeów się zgłosiło. Zna pan jakieś godne zaufania? Teraz wokół plastynatów jest tyle złej energii, a przecież dziś, żeby coś zdziałać, wcale nie trzeba ściągać ciał wisielców wprost z szubienicy — westchnęła, zrobiła z liści sałaty zgrabny rulonik i wsunęła do ust. — Ale wiem, że chciałby mieć następcę. Niektóre jego projekty są dopięto rozpoczęte; sama próbuję je kontynuować, ale nie mam tyle energii i entuzjazmu, co on... Wie pan, że jestem botanikiem z wykształcenia? Jest na przykład kłopot... — zaczęła i zawahała się__Nie
ważne, będzie jeszcze czas, żeby o tym pomówić.
Pokiwał głową, tłumiąc ciekawość.
_Ale pan się zajmuje głównie historycznymi
preparatami, czy tak?
Blau odczekał chwilę, aż jej słowa wybrzmiały, a potem szybko poszedł na górę i podniecony przyniósł swój laptop.
Odsunęli talerze i za chwilę ekran zajaśniał chłodnym blaskiem. Doktor z niepokojem pomyślał, co też ma teraz na pulpicie, czy nie zostały jakieś cieple ikonki, ale przecież sprząta! niedawno. Miał nadzieję, że przeczytała to, co wysłał jej o sobie, że przejrzała jego książki. Teraz oboje pochylili się ku ekranowi.
Gdy oglądali jego prace, wydawało mu się, iż popatrzyła na niego z podziwem. Zapisał to w myślach — dwa razy. Zapamiętał, co zrobiło na niej takie wtażenie. Znała się na rzeczy, zadawała fachowe pytania. Doktor nie oczekiwał, że będzie miała aż taką wiedzę. Jej skóra wydzielała lekki zapach balsamu do ciała, jakim smarują się starsze kobiety, miły, pudrowy, niewinny. Wskazujący palec prawej ręki, ten sam, którym dotykała ekranu, zdobił dziwny pierścionek z oczkiem w kształcie ludzkiego oka. Na skórę dłoni wypełzły jej już ciemne wątrobiane plamy. Ręce miała zniszczone od słońca tak samo jak twarz. Zastanowił się przez chwilę, jaką techniką udałoby się zatrzymać ten efekt cienkiej, pofałdowanej od słońca skóry.
Potem usiedli w fotelach, ona przyniosła z kuchni pól butelki porto i nalała po kieliszku.
Zapytał;
_Czy będę mógł zobaczyć laboratorium?