jąc po Europie w początkach drugiej połowy X w. dobrze poznał stosunki polskie, jedna setka owej drużyny warta była tyle, co dziesięć setek wojów z pospolitego ruszenia. Ten sam autor informuje nas, że polski książę zaopatrywał swoich drużynników w konie, broń i „wszystko, czego potrzebują”, a zapłatę za służbę wyliczał im w kruszcu, czyli, jak powiedziano by dziś, w gotówce. Mamy tu więc do czynienia z zawodowymi wojownikami konnymi, dobrze uzbrojonymi, którzy jednak nic sami troszczą się o swoje wyposażenie i nie posiadają ziemi, a przynajmniej ziemi przyznanej im „na prawie rycerskim**, to znaczy tytułem wynagrodzenia za oddawane władcy wojenne posługi.
Wobec innych problemów stajemy badając strukturę polskich sił zbrojnych w epoce Kazimierza Wielkiego, czy też nieco później w epoce bitwy pod Grunwaldem. Pierwotne pospolite ruszenie, obejmujące wszystkich wolnych i zdolnych do broni członków społeczeństwa, należy już w tych czasach do dawno minionej przeszłości. Podstawową formację stanowi pospolite ruszenie szlacheckie, złożone z ziemian-rycerzy zobowiązanych do ruszenia na wojnę nie tylko konno i zbrojno, ale nadto „ludno”, to znaczy na czele równie konnego i zbrojnego pocztu zwanęgo „kopią”. O liczebności kopii decyduje oczywiście zamożność rycerza. Ale obok rycerzy--nobilów, czyli reprezentantów stanu szlacheckiego, stają w szeregach, czasem w pojedynkę, czasem również na czele kopii, niektórzy mieszczanie, a zwłaszcza sołtysi licznych w ówczesnej Polsce wsi rządzących się prawem niemieckim. Ich konie bywają drobniejsze i tańsze, zbroje mniej kompletne, a poczty, jeśli w ogóle istnieją, mniej liczne od większości pocztów rycerskich. I oni jednak, chociaż przeważnie zaliczają się do plebejów, to znaczy do mieszczan lub chłopów', pełnią służbę w' najważniejszym
14