nicju na turniej zarabiali na całkiem dostatnie życie. Wspomniany poprzednio angielski wielmoża Wilhelm Marszałek, dobrawszy sobie towarzysza w osobie bitnego, flandryjskiego rycerza, w ciągu 10-miesięczncgo turniejowego sezonu zgarnął wraz ze swym wspólnikiem konie, zbroje i okup od 300 wysadzonych z siodła przeciwników!-Ta liczba daje pojęcie o masowym zasięgu turniejowej pasji, ale też i o zyskach, jakie mogło przynieść umiejętne jej wykorzystanie.
Z czasem turniejowe igrzyska przeniosły się z pogranicznych lasów na królewskie i książęce dwory. Jednocześnie obok zbiorowej walki dwóch ekip, aż nadto przypominającej prawdziwą wojnę, wprowadzono inne odmiany turniejów. Staczano więc walki konne i piesze, grupowo i pojedynczo, przy użyciu najróżniejszych rodzajów broni od kopii poczynając, a na maczugach i toporach kończąc. Bodaj największą wziętość zyskała z czasem odmiana zwana po francusku „la joute”, czemu dość wiernie zdaje się odpowiadać polski termin „gonitwa”. Był to pojedynek między dwoma rycerzami, w którym główną rolę odgrywała kopia. Goniono „na tępe" lub „na ostre”, zależnie od tego, czy posługiwano się zwykłym orężem bojowym, czy też specjalną bronią turniejową, chciałoby się powiedzieć: sportową. Turniejowe „tępe” kopie pojawiły się już w początku XIII w. Zaopatrywano je w grot podobny do małej korony o kilku obróconych ku przodowi masywnych, krótkich kolcach. Dalszą próbą złagodzenia pierwotnej surowości gonitwy było zastosowanie (w XV w.) bariery rozdzielającej obu przeciwników.
Mimo tych środków ostrożności pojedynek turniejowy pozostał rozrywką jak najbardziej „męską”. Przewyższał brutalnością wszystkie najostrzej krytykowane konkurencje dzisiejszego sportu. Sam szok spowodowany zderzeniem rozpędzonych koni, z których każdy dźwigał pokrytego żelazem jeźdźca, był straszliwy. Do tego
115