tłumaczyć; odwrotnie, to przed nim należy szukać wyjaśnienia siebie. W ten sposób lustro melancholii staje się lustrem tożsamości. Raz jeszcze Kicrkegaard: „Coś w nas nie pozwala nie patrzeć - i, rzecz ciekawa, kiedy patrzymy, widzimy jak w lustrze, widzimy w końcu siebie, czy może też ten, kto jest znakiem kontradykcji, podczas gdy wbijamy w nią wzrok, patrzy wam prosto w serce. Sprzeczność staje przed każdym człowiekiem, który rozważając ją znajduje się przed lustrem. (...) Jest ona tajemnicą; ale kiedy usiłuje ją rozwiązać, ujawnia tym samym głębię swego bytu. Sprzeczność stawia człowieka przed wyborem, i wybierając, człowiek objawia się sobie”. Stając naprzeciw lustra niepojętej tajemnicy człowiek może więc rozwiązać tajemnicę własnej tożsamości, miast fascynować się melancholijnie niezrozumieniem. I wówczas, gdy spojrzenie przestaje być nieskończonym błądzeniem w głębi ducha, gdy możliwość przestaje być czarną plamą, lecz odsłania „wieczne znaczenie ducha”, bezpośredniość ustępuje miejsca duchowej ciągłości, którą człowiek tworzy wf powtórzeniu już nie mechanicznym. lecz samoświadomym, gdyż odtąd wciąż potwierdzać będzie etyczny wybór siebie.
Tak zatem domyka się i spełnia koło melancholii, które na wcześniejszych stronicach powracało wf różnych motywach odbicia i figurach nierozpoznanego centrum „ja”. Od siebie do siebie, od widma do wizerunku, od konturu do twarzy, od spojrzenia, które zbacza, do spojrzenia wprost: melancholijna droga Kierkegaarda zawraca, jak określa to Guardini, do „tajemnicy pierwotnych głębi”, w których, odnajdując swój duchowy wymiar i moc przeobrażenia się, wyczerpuje swą melancholię i jej tułaczkę.
Nalepka jest czarna, połyskująca. W zależności od padającego światła, którego kąt zmieniam ułożeniem głowy, rysunek uwyraźnia się lub roztapia do tego stopnia. że widać już tylko jego lewy zacieniony kąt; cała prawa strona jest wówczas wygładzonym blaskiem. Kiedy biorę butelkę w rękę i przechylam ją na wszystkie strony, zdarza się, że widzę na etykietce refleksy. Na pewno palca, który na środek rysunku rzuca tylko cień, lecz z boku odbija się dosyć wyraźnie w czarnej taili tła; i o wiele mniej wyraźnie twarzy; może odległy zarys, tak mglisty, jakby sam, bez moich pochylonych nad nalepką oczu, wyrastał z tej czerni (a specjalnie wybrałem ten kolor) niczym dodatkowe tło rysunku; daleka więc obecność - tak jak niejasne poczucie obecności twarzy w ciemnej czerwiem wina, gdy pochylić się nad kieliszkiem. Sam rysunek - delikatne białe kreski na czarnym tle, równie cienkie co linie rysowane ostrym ostrzem na zabarwionej pisance, tak delikatne, że nie wiadomo już nawet, czy rzeczywiście białe - zajmuje środek etykietki w miejscu wydzielonym również cienką białą ramką. Przedstawia winnicę. długie rzędy, które po prawej stronie będą się jesz-
127