pisał w wierszu Mogiła Ordona (która znajduje się na cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie):
Patrz jak te czarne liście poprzez cmentarz wieją Jeśli jesteś Polakiem żegnaj się z nadzieją
Tam jeszcze — słyszysz — mówią nasi bracia mili: Polaku powiedz Polsce, żeśmy tutaj zgnili
Jeśli jesteś Polakiem nie mów ani słowa Patrz toczy się wśród liści twoja ścięta głowa Patrz wśród tych czarnych liści twoje serce gnije A kto by wieniec wić chciał to niech z czaszek wije.
„Rozpędzone koło bratobójczych rzezi”
Obraz Ukrainy — ziemi śmierci, jaki roztaczają przed nami polscy pisarze, poczynając od Malczewskiego i Goszczyńskiego, a kończąc na Odojewskim i Rymkiewiczu, łączy się najczęściej ze zjawiskiem hajdamaczyzny, jej historyczną i historiozoficzną interpretacją. Przez cały cykl Odojewskiego przewija się starodawna czarna legenda kozackich „reżimów” i „pogromszczyków”. Jednego z nich można obejrzeć na obrazie, który powstał około roku 1769 i znajduje się w muzeum we Lwowie. Pod portretem umieszczono stosowny napis:
la Osowuła Żytomirski chotiw z lachami pohulaty,
✓ Aż ony z łowy wszy mene stały koźli dra ty.
Groza rzezi, która spada na dwory szlacheckie, drzemie w każdym niemal z bohaterów trylogii Odojewskiego. Jak pyta Regi-mentarz w Śnie srebrnym Salomei podczas koliszczyzny:
Powiedz wszystko i bądź z nami otwarty —
Tobie z oczów nieszczęście wyziera. —
Umarł starzec? czy umiera?
Czy przez chłopstwo gdzie w sztuki rozdarty?
Jest to wspomnienie historyczne, które staje się nieuchronną teraźniejszością. Ponawia się przez wieki — z uporczywością natury. Babka Piotra w Wyspie ocalenia przepowiada: „Pożary, mord, rabunek. Że też to wszystko powtarza się tutaj tak cyklicznie, niby pory roku. Następnie powraca się, zaczyna od nowa, uprawia tę ziemię i chłopi snują się łagodnie senni, uśmiechnięci, kłaniają nisko, przychodzą prosić o poradę w swoich rodzinnych sprawach, są szczerzy i otwarci, aż do powtórnego wybuchu, kiedy przybiegają z zapaloną żagwią pod nasz dach” ( Wo, 45). Polacy zresztą też nie lepsi, wszyscy grzęzną w coraz potworniejszej, coraz okrutniejszej nienawiści14, wszyscy zwracają się przeciw wszystkim. Wzajemne mordowanie staje się nieubłaganą koniecznością: „wy zabijacie, oni zabijają, potem z tego zabijania wychodzi na to, że trzeba na nowo zabijać, jeden trup, dziesięć, sto, aby więcej, aby więcej, żeby ich matki też płakały, a oni to samo, żeby i naszym matkom oczy nie zdążyły obeschnąć” (Zś, 138). A w Śnie srebrnym Salomei tak się to nazywa:
I zaczęła się walka nierządna,
Bośmy z furią szatańską mścicieli We łzach ślepi i na oślep lecieli.
Powietrze cuchnie od bratobójczej rzezi, dla której jedynym wytłumaczeniem w ujęciu Odojewskiego staje się jakaś straszna klątwa rzucona na ziemię, jej rozpaczliwe fatum. Zbrodnia jest tu zaraźliwa.
Można powiedzieć, że pisarz dopracował się tej postawy. Zawsze zresztą konflikt polsko-ukraiński go pasjonował. We wczesnych nowelach zatytułowanych Opowieści leskie, czerpiących inspiracje tematyczne z buntów chłopów ukraińskich w Drugiej Rzeczypospolitej, znajdował dla ich wytłumaczenia przede wszystkim motywację krzywdy klasowej. Nikodem z opowiadania Wzgórze 511
14 Świadczy o niej m.in. następujące objaśnienie do dramatu, który „dzieje się we wsi ukraińskiej nad Dnieprem w lecie, roku 1833”: „Jest na Ukrainie między ludem podanie, że poddany jeden przez tygodni trzy jadł żywcem swego pana, który żonę jego zmusił do odstawienia swego dziecięcia, a karmienia natomiast dwoje szczeniąt, od których suka zdechła” (Tułacze w Polsce w roku 1833. Wystawienie dramatyczne w trzech aktach napisane w Szwajcarii, Poitiers 1844, s. 58-59).
197