- I jaka ładna widokówka, z tęczą - mówi mąż. - A co ty sobie właściwie myślałaś, stęskniłaś się za nim?
- Myślałam, że może mu się urodziło dziecko w tej Kamiennej Górze.
- No, tak - mówi mój mąż - metody operacyjne.
Zaraz operacyjne. Piękny poród siłami natury oglądałam
wczoraj w internecie. Laska parła, jakby całe życie nic innego nie robiła, a pod filmem komentarze, że musiała być na prochach, bo normalna kobieta tak nie prze. Potem poszłam do szafki pod zlewem i coś znalazłam. Stłukli lalkę, która miała tyle lat co ja, i zapomnieli ją wyrzucić. Normalnie zmiażdżyli jej twarz, twierdzi mąż, że przypadkiem i sofą, po czym zapakowali w jedną z tych torebek, które już niedługo będą musiały przestać czynić sobie ziemię poddaną, i zamiast wyrzucić, postawili za koszem na śmieci. Tak jej się ten plastik policzków wgniótł do wewnątrz głowy jak jakiś żonkil, tylko w drugą stronę. Po co otwierali sofę, skoro wszyscy śpimy na materacu w sypialni? Może do Franki poszli Potente w odwiedziny.
Mój model kontenera nie przychodzi. Robię sobie koktajl wątróbkowo-serwatkowy, w ostatniej chwili powstrzymując się przed oblizaniem wirującego miksera.
Srogie, srogie są paści, na które mnie wystawiasz, opieszały pocztowcu i twoje spóźnialskie gołębie, swołoczy ptasia i ludzka!
Chciałam napisać „Kobieta karmiąca”, a napisało mi się „Kobieta pijąca” Krowa robi mleko z trawy, a kobieta z bułki, i to jest jedyna między nimi różnica.
Mąż sprzedał w internecie przewijak synka, bo się synek przestał na nim mieścić. W jednej z kieszeni przewijaka trzymałam pępowinę synkową, odkąd odpadła, i mąż ciągle mi przypominał, żebym ją wyjęła z tej kieszeni, bo będą mieli do nas pretensje, że im sprzedaliśmy przewijak z pępowiną. W ostatniej chwili przełożyłam pępowinę do pudełka, w którym jest już skórka od chleba, którą jadła mama, siedząc przy umierającym dziadku.
Mama zawyża wartość tej skórki, twierdząc, że to sam dziadek ją jadł, umierając. Jak będzie się przy tym upierać, dam tę skórkę synkowi do zjedzenia. Mąż nie będzie miał nic przeciwko, on zasadniczo uważa, że synek jest nastą in-karnacją bodhisattwy jakiegoś i tylko patrzeć, jak przyjdą i go nam zabiorą. Tak napisał na swoim blogu, mi o tym nie wspominał, więc możliwe, że jest to element ojcowskiego lansu, a możliwe, że nie chciał mnie martwić. Jeśli to drugie, to gdyby spytał, powiedziałabym mu, że się z tym dawno pogodziłam.
Tak jak z tym, że córka nie zostanie papieżem. Jest taki motyw w literaturze, że bohater zagląda w czyjeś okna po zmroku i wyobraża sobie, kto tam mieszka i jaki jest. Ma to obrazować typ wrażliwości bohatera na otaczający świat, ma być wyrazem jego pochylnej i czułej z tym światem relacji. Często patrzę w cudze okna po zmroku, najchętniej jadąc
76 | 77