według relacji naocznych świadków, w Bośni i Hercegowinie istniały całe wsie, których ludność przemieniała się w wilkołaki. W swym interesującym dziele o przywidzeniach opat Augustin Calmet przytacza na ten temat mrożące krew w żyłach przykłady. Niemieccy cesarze niejednokrotnie powoływali komisje do zbadania wypadków wampiryzmu. Przeprowadzano śledztwa, wydobywano z grobów trupy napęczniałe od krwi i palono je na placach, przebijając im uprzednio serca. Urzędnicy sądowi obecni przy tych każniach zapewniają, że sami słyszeli, jak trupy wyły w chwili, kiedy kat wbijał im w pierś osinowy kołek. Składali w tych sprawach przepisowe zeznania, poświadczając je przysięgą i podpisem. Po tym wszystkim łatwo możecie sobie wyobrazić, jak podziałały słowa starego Gorczy na jego synów.
Obaj padli mu do nóg i błagali, by im pozwolił wyruszyć zamiast niego, lecz ten nie ozwał się słowem, tylko odwrócił się do nich plecami i poszedł sobie precz, nucąc refren starej pieśni. W dniu, kiedy tu przybyłem, mijał właśnie termin wyznaczony przez Gorczę, toteż niepokój dzieci był dla mnie całkiem zrozumiały. Była to zgodna i kochająca się rodzina. Najstarszy syn, Jerzy, o rysach twarzy męskich, ostrych, należał najwidoczniej do ludzi surowych i stanowczych. Był żonaty i miał dwoje dzieci. Brat jego, Piotr, przystojny osiemnastoletni młodzian, o twarzy wyrażającej raczej łagodność niźli odwagę, był najwyraźniej ulubieńcem najmłodszej siostry, Zdenki, którą można było uznać za uosobienie słowiańskiej piękności. Poza niewątpliwą pod każdym względem urodą uderzyło mnie w niej odległe podobieństwo do księżny de Gramont. Co ciekawsze, miały identyczną fałdkę nad oczami, której nie widziałem u nikogo więcej oprócz tych dwóch kobiet. Rys ten mógł się na pierwszy rzut oka nie spodobać, ale wystarczyło jednak zobaczyć ją kilka razy, by poczuć do niej nieprzezwyciężony pociąg.
Czy to dlatego, że byłem wówczas bardzo młody, czy też rzeczywiście tak nieodparcie działało to podobieństwo w połączeniu ze szczególnie naiwnym sposobem rozumowania Zdenki, lecz dość było dwóch minut rozmowy z nią, abym poczuł do niej sympatię tak żywą, że przeistoczyłaby się ona nieuchronnie w uczucie bardziej tkliwe, gdyby mi sądzone było dłużej pozostać w tej wsi.
Siedzieliśmy wszyscy na podwórku przy stole, na którym postawiono dla nas twaróg i mleko w krynkach. Zdenka przędła, jej szwagierka przygotowywała kolację dla dzieci, które bawiły się w piasku; Piotr pogwizdywał coś z udaną beztroską, zajęty czyszczeniem jataganu - długiego noża tureckiego; Jerzy, oparty na łokciach, ściskał dłońmi głowę, zatroskany, nie spuszczał oczu z drogi i cały czas milczał.
Ja zaś, jak i wszyscy pozostali, poddając się smętnemu nastrojowi, melancholijnie patrzyłem na wieczorne obłoki, okalające złote pasmo nieba i na widniejące ponad sosnowym lasem zarysy klasztoru.