NAOCZNI ŚWIADKOWIE
A Dosiadający wielbłądów żołnierze libijscy i ich włoscy dowódcy. Libijczycy znali co prawda tajniki pustynnej sztuki przetrwania, nie odegrali jednak większej roli podczas kampanii 1940/41 r.
Sierż. Bernard Griffith wstąpił do armii w wieku siedemnastu lat. Po kilku miesiącach spędzonych w szeregach Królewskiej Artylerii Konnej w Indiach, w 1939 r. znalazł się w Afryce Północnej, gdzie, jako kierowca ruchomego stanowiska obserwacyjnego, wziął udział w kampanii, której kulminacją była bitwa pod Beda Fomm.
Już o brzasku trzeba było być gotowym i ok. 5 rano jechało się na stanowisko ogniowe. Czasem były one już przygotowane, czasem jeździło się na nowe. Jako kierowca-operator stanowiska obserwacyjnego byłem pierwszym, który wyjeżdżał rano na akcję, i ostatnim, który wracał. W tamtym czasie jeśli w ogóle mogliśmy odpocząć, to najwyżej ok. 3 godzin na dobę. Na pustyni nie były ci potrzebne pieniądze, i tak nie było ich gdzie wydać. Dostawałeś dwie butelki piwa i trochę papierosów -w tym upale piwo wybuchało, bo miało za sobą kilkaset kilometrów drogi po wybojach pustyni.
Kiedy przyjeżdżałeś do Kairu, dostawałeś miejscowego, który zawoził cię bryczką konną (gharry) do obskurnego hotelu gdzieś w gorszej dzielnicy. Tam najpierw zrzucałeś z siebie na podłogę całe to paskudztwo. Potem wysyłałeś faceta, żeby kupił ci nowe ubranie — wszystko, od
◄ Przybycie Australijczyków: „Ich poważną wadą był brak przygotowania do walki w specyficznych warunkach afrykańskich. Sami jednak szybko zrozumieli, że muszą się najpierw dowiedzieć czegoś o pustyni, nim zaczną stawiać na niej pierwsze kroki.”
bielizny i skarpet począwszy. Następnie leżałeś przez dwie godziny w wannie.
Dla większości żołnierzy 7. DPanc pierwszym przystankiem był amerykański bar. Zamawiało się tam befsztyk, jajka z frytkami i dużą butelkę piwa Stella. Jeżeli wypiłeś za dużo, rozsadzało ci głowę. Potem włóczyliśmy się po mieście, które, jak łatwo się domyślić, oferowało najprzeróżniejsze rozrywki.
Najpierw Włosi poszli do przodu w październiku 1940 roku. Potem Jock Campbell podzielił nas na „kolumny Jocka”. Ładowaliśmy skrzynki z amunicją do pojazdu, załoga siadała na tych skrzynkach i ruszaliśmy wieczorem w drogę przez pustynię. Tam wytrzęśliśmy się zdrowo, zajeżdżaliśmy w końcu na miejsce i wywalaliśmy ludzi i skrzynki.
O ile nie miałeś problemów z nawigacją, od rana byłeś w akcji. Waliłeś w zgrupowania nieprzyjaciela, a zaraz potem brałeś nogi za pas. Jeśli zapuściłeś się za linie nieprzyjaciela, musiałeś szybko oddalić się od jego rejonów koncentracji, znaleźć jakieś załamanie terenu
114