kalam jego mężnego ramienia i czułam bicie jego szlachetnego serca. Miałam pewność zwycięstwa, skoro Gregoriska był ze mną. Poszliśmy do mego pokoju. Wybiła godzina wpół do dziewiątej.
- Jadwigo - powiedział wówczas do mnie Gregoriska - nie mamy czasu do stracenia. Czy chcesz zasnąć jak zwykle, tak żeby wszystko odbyło się podczas twego snu? Czy wolisz pozostać ubrana i wszystko widzieć?
- Przy tobie nie lękam się niczego, chcę tak pozostać i widzieć wszystko. Gregoriska wydobył z zanadrza poświęcony bukszpan, jeszcze wilgotny, i podał mi go.
- Weź tę gałązkę - rzekł - i połóż się. Odmawiaj modlitwy do Matki Boskiej i czekaj bez lęku. Bóg jest z nami. Nie upuść jednak bukszpanu, bo mając go, możesz rozkazywać samemu piekłu. Nie wołaj mnie, nie krzycz. Módl się i czekaj. Położyłam się i splotłam ręce na piersiach, przyciskając poświęcony bukszpan. Gregoriska ukrył się za baldachimem, który zasłaniał róg mego pokoju. Liczyłam minuty i on z pewnością też je liczył.
Wybiły trzy kwadranse. Jeszcze dźwięczały w powietrzu uderzenia, a ja już odczuwałam znane mi tak dobrze odrętwienie, grozę i lodowate zimno. Ale przysunęłam do ust bukszpan i przytomność wróciła.
Wtedy usłyszałam wyraźnie ów krok powolny i miarowy, który rozlegał się na schodach i zbliżał do mego pokoju. Drzwi otworzyły się wolno, bez hałasu, jakby pchnięte nadnaturalną siłą i wówczas...
Głos opowiadającej urwał się jakby zdławiony w jej gardle.
- I wówczas - ciągnęła dalej z wysiłkiem - spostrzegłam Kostaki. Był blady, taki jak go widziałam na marach. Długie włosy, rozrzucone na ramionach, ociekały krwią. Nosił swój zwykły strój, który rozchylony był na piersiach, tak że widać było krwawiącą ranę. Wszystko tchnęło w nim śmiercią, trupem... Ciało, ubiór, chód... Tylko oczy, te straszliwe oczy, były żywe.
Na ten widok - rzecz dziwna! zamiast wzmożonej grozy czułam, że rośnie moja odwaga. Bóg zsyłał mi ją zapewne po to, abym mogła się opanować i bronić przeciwko piekłu. Przy pierwszym kroku upiora w stronę mojego łóżka skrzyżowałam śmiało swój wzrok z jego ołowianym spojrzeniem, wysuwając poświęcony bukszpan. Widmo próbowało zbliżyć się, ale silniejsza od niego moc wstrzymywała je w miejscu. Przystanął, szepcząc:
- Och, ona nie śpi, wie wszystko.
Choć mówił po mołdawsku, rozumiałam każde słowo, jakby je wygłaszano w znanym mi języku. Trwaliśmy tak oboje na wprost siebie - i nie mogłam oderwać od niego wzroku. Ale widziałam, nawet nie odwracając głowy, że Gregoriska, podob-