obok mogiły jego ojca. Nie wiedziałam, że jest właśnie tam, ale rozpoznałam go od razu ~ tej nocy wszystko było mi wiadome.
Nad otwartą mogiłą Gregoriska zatrzymał się, mówiąc: „Kostaki, nie wszystko jeszcze stracone dla ciebie. Głos z nieba oznajmia mi, że będzie ci przebaczone, jeżeli okażesz skruchę. Przyrzekasz powrócić do grobu? Przyrzekasz, że już go nigdy nie opuścisz i że oddawać będziesz cześć Bogu, a nie diabłu?” - „Nie.” - odparł Kostaki. „Żałujesz?” - zapytał Gregoriska. „Nie!” - „Po raz ostatni pytam!” - „Nie!” -„A więc wezwij pomocy szatana, tak jak ja Boga, i zobaczymy raz jeszcze, czyje będzie zwycięstwo”. Zabrzmiały naraz dwa okrzyki, ostrza skrzyżowały się, niecąc iskry - walka trwała chwilę, która wydawała mi się wiekiem.
Kostaki upadł. Ujrzałam, jak wznosi się straszliwa szpada, jak zagłębia się w jego ciele i przygważdża je do świeżo poruszonej ziemi. Powietrze przeszył ostry krzyk, niemający w sobie nic ludzkiego.
Podbiegłam. Gregoriska stał, ale chwiał się. Znalazłszy się obok, podtrzymałam go w moich ramionach.
- Jesteś ranny? - zapytałam z trwogą.
- Nie - odparł. - Ale w takim pojedynku, droga Jadwigo, nie rana zabija, lecz walka. Walczyłem ze śmiercią i do śmierci należę.
- Kochany mój! - krzyknęłam. - Oddal się, uchodź stąd, a może odzyskasz życie.
- Nie - powiedział - oto mój grób, Jadwigo. Ale nie traćmy czasu. Weź trochę ziemi, przesiąkłej jego krwią, i przyłóż do miejsca, gdzie cię dotknął. To jedyny sposób uchronienia cię na przyszłość od jego straszliwej miłości.
Usłuchałam, drżąc cała. Schyliłam się po zroszoną krwią ziemię i zobaczyłam przygwożdżone ciało. Poświęcona klinga przeszyła mu serce, które broczyło obficie czarną posoką, jak gdyby dopiero w tej chwili zakończył życie.
Zmieszałam grudkę ziemi z tą krwią i ten straszliwy talizman przyłożyłam do swej rany. - A teraz, ukochana Jadwigo - rzekł Gregoriska słabnącym już głosem - posłuchaj moich ostatnich zaleceń. Opuść ten kraj jak tylko możesz najprędzej. Tylko odległość zapewni ci bezpieczeństwo. Ojciec Bazyli otrzymał dziś moją ostatnią wolę i wykona ją. Jadwigo, pocałuj mnie! Ostatni, jedyny raz! Umieram, Jadwigo!
Z tymi słowy Gregoriska upadł koło swego brata.
W każdej innej okoliczności chyba bym oszalała, znalazłszy się na cmentarzu, nad otwartą mogiłą, obok leżących przy sobie dwóch trupów. Ale, jak już powiedziałam, Bóg natchnął mnie siłą odpowiadającą wydarzeniom, których byłam nie tylko świadkiem, lecz i uczestniczką.
W chwili, gdy rozglądałam się, szukając pomocy, otworzyła się brama klasztorna i spostrzegłam idących parami mnichów, prowadzonych przez ojca Bazylego. Nieśli