czonych Jego przymiotach najgłębiej w sercach waszych wyryte: więc także wątpliwości być nie może, że jest życie dalsze, życie wieczne, życie, w którem za smutki, utrapienia i nieszczęścia w tern życiu radością najczystszą, niezmienną i równie trwałym szczęściem wynagrodzeni być powinniście i będziecie!
„O, wierzmy temu głosowi! Inaczej, nie uznając świętych prawd jego, człowiek ze wszystkich stworzeń byłby najnieszczęśliwszym. Tak jest! Tam w owych przybytkach najwyższej prawdy, tam, ojcze dzisiaj nieszczęśliwy, z synem swoim tu nieodżałowanym, tam wszyscy z sobą i z naszymi ulubionymi zobaczymy się. Tak się uściśniemy i już więcej nic nas z sobą nie rozłączy ”!
Tu mówca podaje nam życiorys zmarłego:
„Dopełnijmy teraz usługi winnej zmarłemu. Połóżmy mu grobowiec, z którego niech nasi uczą się potomkowie jak żyć, jak umierać mają. Przechodniu! czytać będziesz na nim następujący rys życia chlubnego:
„Ludwik Korn, major gwardji konnej polskiej, kawaler Legji honorowej i krzyża polskiego, żył lat 31 i w tej doczesnej podróży po zgonie Ojczyzny oddał się sztuce wojskowej w szkole owego rodu Germanów, którego stolicę przed upłynionemi laty stema Polak ratował; w szkole tej samej, w której i wódz jego pod Lipskiem poległy uczył się także jak upadłą dźwigać i bronić Ojczyznę, za którą od nich powziętą naukę zmarły wojownik na sławnych polach Austerlicu, Esslingu i Wagramu nauczycieli swoich bronił. Odzyskawszy Ojczyznę, za przykładem nieśmiertelnego wodza swego, chwycił za Orłów ojczystych i te mu przewodniczyły w boju świata całego w roku 1812 rozpoczętym, w krwawych bitwach pod Mirem, Smoleńskiem, Możajskiem, nad Berezyną, pod Lipskiem i nad Renem. Wszędzie był wzorem dla towarzyszów broni największego do swej Ojczyzny przywiązania i poświęcenia się dla niej z nieustraszonem męstwem. Przyznali mu to wodzowie i właśni koledzy, zdumiewając się nad zimną krwią jego wśród największych niebezpieczeństw, gdzie śmierć trupem tysiące nawkoło niego słała. Obok tej cnoty, najbardziej obywatela znamionującej, hołdował wszystkim innym cnotom, mianowicie skromności, czcił przyjaźń, a miłość jego synowska tak była wielka, że wszelkie widoki swoje podległemi jej czynił. Zgon jego uczcił teraźniejszy naczelny wódz wojsk polskich, brat błogosławionego władcy Północy, który Polakom Ojczyznę ich wrócić postanowił”.
Urmowski zwraca się nakoniec do zmarłego, jako do brata lożowego:
„Cieniu kochany! Niedawno po powrocie twoim na łono Ojczyzny z wyprawy wojennej witaliśmy cię z uniesieniem, jakie wydaje przyjaźń czysta, przyjaźń prawdziwie braterska, a dzisiaj żegnamy cię znowu i żegnamy w podróż najdalszą.
37