Oczy profesora w pierwszej chwili spoczęły na nim z gniewem, bo przerwa w tym akurat momencie była bardzo niepożądana; potem jednak przemknął spojrzeniem po mocnym ciele Artura i spostrzegł mocną, młodzieńczą męskość, jaka zdawała się z niego promieniować. Wtedy złagodniał i rzekł poważnym tonem, wyciągając do niego rękę:
- Przybywa pan akurat we właściwym czasie. Jest pan narzeczonym tej drogiej panienki, a ona jest chora, bardzo chora. Ale niechaj nie wpada pan z tego powodu w rozpacz. - Artur bowiem zbladł nagle i niemal mdlejąc, osunął się na krzesło. |g Jest pan w stanie jej pomóc. Może pan uczynić dla niej więcej niż ktokolwiek na świede, ą pańska odwaga będzie dla niej najlepszą pomocą.
- Co mogę zrobić? - spytał Artur ochrypłym głosem. - Niech pan powie, a uczynię to. Moje żyde należy do niej i oddałbym jej ostatnią kroplę krwi.
Profesor ma mocno rozwinięte poczude humoru i na podstawie mego wieloletniego doświadczenia mogłem ślad tej cechy dostrzec w odpowiedzi, jakiej udzielił:
- Drogi panie Holmwood, wcale nie żądam tak wiele... nie ostatniej kropli!
- Co więc mam zrobić?
Jego oczy płonęły, a nozdrza drgały mu ze zdenerwowania. Van Helsing poklepał go po ramieniu.
- Niech pan idzie ze mną - powiedział. - Jest pan mężczyzną, a właśnie mężczyzny potrzebujemy. Nadaje się pan lepiej niż ja, lepiej niż mój przyjadel John. Artur popatrzył zdezorientowany, a profesor, wyjaśniając mu całą sprawę, riągnął dalej dobrotliwym tonem:
- Ta panienka jest chora, bardzo chora. Potrzebuje krwi, musi dostać krew albo umrze. Mój przyjadel John i ja naradziliśmy się już; zdecydowaliśmy właśnie wykonać operaqę, która nazywa się transfuzją krwi - skierować krew z pełnych żył jednego do pustych i spragnionych żył drugiego człowieka. John zgłosił właśnie gotowość oddania swej krwi, gdyż jest młodszy i silniejszy ode mnie. - Tu Artur schwycił mnie za rękę i uścisnął w milczeniu. - Ale skoro pan tu jest, będzie pan lepszy od nas obu, i starego, i młodego, którzy zbyt dużo pracujemy głową. Nasze nerwy nie są tak spokojne, a nasza krew tak świeża, jak u pana.
Artur spojrzał na niego i powiedział:
- Gdyby tylko pan wiedział, jak chętnie umarłbym za nią, zrozumiałby pan... -przerwał, gdyż głos odmówił mu posłuszeństwa. [...]
- Jest tak młody i silny, a jego krew tak czysta, że nie ma potrzeby, byśmy ją defibrynowali - oznajmił mi profesor.
Potem przeprowadził operację - szybko, ale z idealną pewnością. Gdy transfuzja poczyniła postępy, trochę życia wróciło na policzki biednej dziewczyny, a twarz