żeństwie, a ja, którego żona jest wprawdzie od dawna martwa, ale podług nauki mego Kościoła dla mnie jeszcze żyje, i której zawsze dochowuję wierności - ja jestem bigamistą.
- Nie pojmuję, skąd bierze pan te żarty! - powiedziałem, bo nie wydawało mi się sympatyczne, że mówił takie rzeczy. Położył mi dłoń na ramieniu i rzekł:
- Przyjacielu, niech pan wybaczy* jeśli sprawiam panu ból. Nikomu nie wyjawiłbym mych uczuć, gdyby go miały urazić, ale panu je wyjawiam, gdyż mogę panu zaufać. Pragnąłbym, by mógł pan zajrzeć w samą głębię mego serca wtedy, gdy muszę się śmiać, gdy ów śmiech się rodzi, a w końcu i wtedy, gdy śmiech wiąże swój tobołek, by odejść ode mnie daleko i na długi, długi czas. Może wtedy mnie by pan współczuł najbardziej.
Byłem poruszony miękkością w jego słowach i zapytałem, czemu właśnie jemu.
- Bo ja znam prawdę! [...]
26 -września. [...] - Co pan sądzi o tym tutaj? - spytał, odstępując krok do tyłu i zakładając ręce na piersi.
Przebiegłem wzrokiem po gazecie, gdyż rzeczywiście nie wiedziałem, o co mu chodzi. Schwycił ją i wskazał palcem na artykuł, w którym mowa była o uprowadzeniu w Hampstead wielu dzieci. Dużo mi to nie powiedziało, dopóki nie doczytałem do miejsca, gdzie wspomniano o małych, podobnych do punkcików rankach na gardłach dzieci. Pewien pomysł przebiegł mi przez głowę i podniosłem wzrok.
- No? - spytał Van Helsing.
- Podobnie jak u Lucy.
-1 co pan o tym sądzi?
- Po prostu, że wszystkie te przypadki mają tę samą przyczynę. To samo, co zraniło Lucy, zraniło także i dzieci.
Nie całkiem zrozumiałem sens jego odpowiedzi:
- Zgadza się to w sensie pośrednim, ale bezpośrednio - nie.
- Jak pan to rozumie, profesorze? - spytałem.
Byłem trochę skłonny przyjmować lekko jego powagę, gdyż po tym wszystkim, co przeszliśmy, cztery dni spokoju, wolne od palącego, rozrywającego serce strachu, były już w stanie przywołać nieco pogodniejszy nastrój.
Ale gdy zobaczyłem jego twarz, zacząłem się zastanawiać: Nigdy, nawet w najgłębszej rozpaczy z powodu Lucy, profesor nie wyglądał poważniej.
- Niechże pan mówi! - poprosiłem. - Nie mogę wyrobić sobie w tej sprawie żadnego zdania. Nie wiem, co myśleć, i nie mam też żadnego punktu zaczepienia, na którym mógłbym oprzeć swe przypuszczenia.