228 Kształty reprezentacji
tury. Dzisiaj potrzebna jest nam odmienna architektura studiowania areałów kulturowych - architektura oparta właśnie na pojęciu „procesu ’. Geograficzno-kulturowe części współczesnego świata są poddane różnym rodzajom działań, interakcji i przemieszczania się - tutaj się handluje, podróżuje, pielgrzymuje, ale toczą się także wojny, szerzy się prozelityzm, odradza się neokolonializm, jednostki i grupy są wykluczane, wypędzane itd. Wszystko to sprawia, że wielkie regiony (areały), do jakich przywykliśmy spoglądając na mapy, nie są stałymi faktami geograficznymi, ale powinniśmy na nie spoglądać jak na problematyczne środki heurystyczne służące studiowaniu globalnych procesów geograficznych i kulturowych. Regiony najlepiej zatem traktować jako wstępny ledwie kontekst dla tematów generujących odmienne geografie, nie zaś jako „geografię cech" wyznaczonych na podstawie uprzednio podjętych tematów.
Jednym z kluczy do takiej nowej architektury badań areałów jest ustalenie, że zdolność do wyobrażania sobie regionów i światów jest sama w sobie zjawiskiem globalnym. Erie Wolf dodałby pewnie, że zawsze była1. Takie zjawiska, jak działalność migrantów, mediów, kapitału, światowego turyzmu, powodują, że środki do konstruowania „areałów wyobrażonych" są powszechnie dostępne. Innymi słowy, Appadurai sugeruje, że pod wpływem globalnych procesów „przepływów” każda lokalność jest obecnie konstruktem raczej, a nie „faktem naturalnym”, a ponadto, że każda z nich ma własne wyobrażenie o swoim zewnętrzu, zawsze naznaczone jednak lokalną specyfiką.
Projekt badaczy, jaki szkicuje Appadurai, jest bardzo szeroko zakrojony, jako że uważa on, iż rolą antropologii jest dzisiaj pośredniczenie w krytycznym dialogu między różnymi obrazami świata, jakie rodzą się w poszczególnych częściach świata w sytuacji, gdy „geografia i kultura cech" ustępuje miejsca „geografii i kulturze procesu”. To zaś wymaga autentycznej, a nie jedynie deklaratywnej globalizacji samej antropologii.
Porzućmy jednak ten wątek, przynajmniej w ramach niniejszego tekstu. Przywołałem skrótowo poglądy Appaduraia po to głównie, aby pokazać, że także on opowiada się za bardzo syntetycznym rozumieniem globalizacji, dodatkowo wzbogacając jc jeszcze o tematy typowo antropologiczne. Nas jednak - jak to zapowiadałem na wstępie - interesuje głównie odpowiedź na pytanie, co dzieje się z kulturą w optyce teorii globalizacyjnych. Jaki jest jej obecny status? Co to znaczy, że kultura się globalizuje? I co ma w tej kwestii do powiedzenia antropologia?
Pierwszym tropem, jaki się narzuca chyba każdemu adeptowi tej dyscypliny wiedzy, jest idea dyfuzji kultury, dawno zarzucona teoria i metoda analizy kultury ludzkiej w skali makro. Czy współczesne „przepływy”, „cyrkulacja” i „krążenie” zjawisk klasyfikowanych jako kulturowe nie podpadają jednak w jakimś sensie pod ideę dyfuzji?
* * *
Jak wiadomo, perspektywa antropologiczna jest perspektywą porównawczą, a więc zainteresowaną zarówno podobieństwami, jak i różnicami istniejącymi między społeczeństwami, kulturami, grupami społecznymi, wreszcie jednostkami żyjącymi w najróżnorodniejszych zbiorowościach. W klasycznej fazie rozwoju teorii antropologicznej konkurowały ze sobą dwa podejścia do owych różnic i podobieństw - ewolucjonistyczne i dyfu-zjonistyczne. Według tego pierwszego człowiek jest istotą twórczą z natury, jest tedy w stanie dochodzić do analogicznych rezultatów intelektualnego wysiłku niezależnie od tego, gdzie i kiedy żyje. Naturalnie, jest to teza względna - żaden szanujący się badacz XIX-wieczny nie obstawał, że aborygeni byliby w stanie wymyślić maszynę parową, chodziło jedynie o to, że każda kultura dochodziła do swoich osiągnięć samodzielnie, nie przejmując z zewnątrz albo przejmując w minimalnym stopniu elementy obce.
Dyfuzjoniści wychodzili z przeciwnej, jakże zdroworozsądkowej zasady, że imitować jest łatwiej niż tworzyć, i odtwórcza adaptacja jest motorem napędowym dziejów ludzkości. Stąd tacy badacze, jak Fritz Graebner, Wilhelm Schmidt, Grafton Eliot Smith czy William J. Perry założyli, że wynalazków dokonuje się rzadko i tylko na określonych teiytoriach. Dany kompleks kultury, nazwany „kręgiem kulturowym” (Kulturkreis), rozwijał się w jednym miejscu i „dyfundował (a właściwie jego osiągnięcia materialne) na inne terytoria. Wszystko odbywało się na zasadzie imitacji, której warunkiem z kolei była możliwość kontaktowania się poszczególnych społeczeństw. Zauważmy, że ta idea zakładała pewną inercję albo bezwładność kultury. Dyfuzja wymaga, aby nowa kultura zastąpiła starą na zasadzie procesu odrzucenia istniejących elementów na rzecz nowych form, o których zakłada się, że są lepsze, skuteczniejsze, nowocześniejsze. Element przyjmowany przez grupę B od grupy A, aby zaistnieć w skali społecznej, nic tyl-
W przywoływanej pracy Wolf pisze, że żadne znane społeczeństwo w historii nic było nigdy nietknięte i dziewiczo oryginalne: „Wszystkie opisywane społeczeństwa ludzkie są »wtór ne«, często nawet owa »wtórność« jest w istocie trzeciego, czwartego albo setnego rzędu. Zmiana czy ewolucja kulturowa nie zachodzi w społeczeństwach wyizolowanych, ale za wsze we wzajemnie powiązanych systemach, w których społeczeństwa łączą się różnie w obrębie szerszych »pól społccznych«”; E. Wolf, op. cit., s. 76.