wartością staremu Houlbreąue z Manneville. Paumelle twierdził, iż rzeczywiście 'znalazł pugilares na drodze, ale ponieważ nie umiał czytać, odniósł go do domu i oddał swemU chlebodawcy.
Nowina rozeszła się po Oikolicy. Dotarła również do Hauchecorne'a. Natychmiast udał się do sąsiadów i, odwiedzając jednego po drugim, opowiadał swoją historię, uzupełnioną teraz zakończeniem. Tryumfo-
. y^ujBo ij, 'co miałem najgorszy frasunek — wy-o kłamstwo? bo widzita, nie ma nic gor-(szego, jak dostać się na ludzkie języki bez czyjeś N^łam^wo.
dzień rozpowiadał o swojej przygodzie, mó-yml o niej przechodniom na drogach, gościom w szynku, a w najbliższą niedzielę tym, co wychodzili z kościoła.. Zatrzymywał nieznajomych, by im się zwierzyć. Teraz był już spokojny, a jednak coś ■mu doskwierało, chociaż sam nie wiedział dobrze, co. Ludzie. słuchaiac.-:4Q.,^inieli.^rozbawione miny. -Nie wyglądali na przekbnanych?^ydąwąło.....mu się, że-.
W następnym tygodniu poszedł we wtorek na targ do Goderville jedynie po to, by opowiadać o tym, co mu się przytrafiło.
Malandain, we drzwiach swego domu, zaczął się śmiać na jego widok. Dlaczego?
Stary Hauchecome podszedł do jakiegoś fermera z Criąuetot*, ale ten nie dał mu dokończyć, klepnął go po brzuchu i zawołał mu prosto w nos:
— Oj, chytrzyście, kumie, chytrzy!
A potem obrócił się na . pięcie.
Stary Hauchecorne, zdumiony, zaniepokoił się jeszcze bardziej. Dlaczego nazywano go chytrym?!
Criąuetot — czyt.: Krikto.
Przy stole w oberży Jourdaina znów wdał się w wyjaśnienia,
—- Nie zawracajta ludziom głowy po próżnicyh— zawołał jakiś handlarz końmi z Montiviliers *. -^3uz my się znamy ma takich sposobach) Sznurek żęśta znaleźli, a jużcil r '
— Dyć przede oddali ten pugilares — wybełkotał Hauchecorne.
— Siedziełibyśta lepiej cicho, dziadku — ciągnął tamten ~~ jeden znajduje, a drugi oddaje. W takim sposobie żaden nie winien, co?
Wieśniak zaniemówił. Wreszcie zrozumiał. Oskarżali go, że miał wspólnika i ten odniósł potem portfel.
Chciał protestować. Cały stół wybuchnął śmiechem.
Nie dokończywszy posiłku odszedł, odprowadzony szyderstwami.
Wrócił do domu pełen Wstydu i oburzenia, gniewny i zgryziony, tym bardziej przybity, że przebiegły jak^ prawdziwy Normandczyk,.-— zdolny był zrobić to, o co 'gtr^SKarżahA^^nawet chwalić się tym, jako dobrym żartem. Uświadamiał sobie niejasno, iż nie będzie mógł dowieść swej niewinności, gdyż zbyt dobrze mano różne jego sprawki. I aż do głębi serca czuł się ugodzony niesprawiedliwością podejrzenia.
Począł od nowa opowiadać o całym wydarzeniu, z każdym dniem wydłużając swą opowieść, dodając coraz to nowe argumenty, coraz to energiczniejsze zapewnienia, coraz to uroczystsze przysięgi, które układał sobie w samotności, zaprzątnięty teraz już jedną tylko myślą — o zdarzeniu ze sznurkiem. Im jego obrona stawała się bardziej skomplikowana, a argumenty, jakich używał, bardziej wymyślne, tym mniej mu wierzono.
Montiviliers — czyt.: Montiwilie.
69.