100 Andrzej Szahaj
kazujących ochotę do partycypacji w jej życiu w celu realizacji dobra wspólnego, mających narzędzia pozwalające na efektywną komunikację w jej obrębie oraz uzyskujących w efekcie tego wszystkiego przekonanie, że pozostałym członkom wspólnoty można ufać. Bez owego zaufania istnienie jakiejkolwiek wspólnoty jest niemożliwe. Ale dlatego też w momencie, gdy następuje jej rozpad, albo znajduje się ona w głębokim kryzysie, nie ma nic ważniejszego niż przywrócenie owego zaufania, to zaś niemożliwe jest bez sprawiedliwości. Wracamy zatem do punktu wyjścia i do greckiej mądrości nakazującej sprawiedliwość uznać za cnotę nadrzędną. Generalnie można by zaryzykować tezę, że cztery wartości mają szczególną moc wspólnototwórczą, a mianowicie: sprawiedliwość, szacunek, sympatia i zaufanie.
Jak wynika już z powyższych dociekań, każda wspólnota potrzebuje do swego istnienia i trwania pewnych sentymentów oraz określonych jednoczących przekonań i wartości. W tym co powiedziano dotąd milcząco zakłada się, że o wspólnocie mowa wtedy, gdy sentymenty te są poz3>tywne, a wartości budujące. Tak jednak być nie musi. Choć chcielibyśmy, aby wspólnoty powstawały tylko na bazie takich uczuć jak szacunek, miłość, przyjaźń czy życzliwe zaciekawienie, to jednak wiemy, że powstają także na bazie takich uczuć jak nienawiść, chęć zemsty czy resentyment. Podobnie ma się sprawa z solidarnością. Chcielibyśmy, aby była to solidarność w czynieniu dobra, jak powiedzmy polska „Solidarność” lat 1980-1981, bywa jednak, że jest to solidarność w czynieniu zła, jak powiedzmy niekiedy solidarność korporacjfjna, mająca na celu obronę swoich interesów zawodowych i materialnych kosztem dobra wspólnego. Nie sądzę, aby zasadnym było nazywanie wspólnotą tylko wspólnot dobrych, zaś solidarnością tylko solidarności w czynieniu dobra, Oznacza to jednak, że w niektórych sytuacjach brak wspólnoty i brak solidarności jest lepszy niż wspólnota i solidarność. Słowem wartość wspólnoty nie może być oceniana akontekstualnie, a nade wszystko w oderwaniu od etyki. Bo chociaż więzi wspólnotowe są cenne same w sobie, to jednak nie na tyle, aby uznać każdą wspólnotę za dobro samo w sobie. Czasami lepiej być samotnym, niż znaleźć się we wspólnocie zła, czasami lepiej pozostać nieczułym na urok uniesienia jakie daje wspólne przeżywanie jakichś wartości, niż pozwolić się porwać wspólnocie, która dając nam ciepło i bezpieczeństwo jednocześnie pozbawia nas sumienia. W każdej sytuacji warto pozostać czujnym, wiedząc, że wspólnota nie zawsze ma rację, i że nic nie zastąpi indywidualnego krytycznego namysłu utwierdzającego niezależność jednostki wobec sentymentów, które dając nam poczucie sensu, odbierają niekiedy nie tylko wolność, ale i rozum.