— To nie ja Go uratowałam, to Najwyższy nie pozwolił na Jego śmierć - odpowiedziała Maria. -Po zakończeniu spisu ludności krewni Józefa przyjęli nas pod swój dach. Czuliśmy się tam bezpiecznie. Spać kładłam się, gdy zasnął mój Syn. Zasypiał prędko, nigdy nie marudził. Było to kilka dni po odjeździe Mędrców ze Wschodu, których gwiazda przypr wadziła do Jezusa. Mój Synek nie zasypiał. Leżał milcząc, ale oczy miał ciągle otwarte i wpatrzone gdzieś w dal. Nie wiedziałam, co robić. Kiedy brałam go na ręce, przytulał się do mnie, jakby się czegoś bał. Karmiłam Go piersią, ale ssał niewiele, jakby tylko chciał mi sprawić radość za to, że się o Niego troszczę. Kładłam Go znów, ale Jego oczy były wciąż otwarte. Zgasiłam nawet lampkę oliwną, a gdy ją po pewnym czasie znów zapaliłam, Jezus nadal leżał z otwartymi oczami, z których, jak mi się wydawało, wytaczały się wielkie łzy. Wyraz Jego twarzy się nie zmieniał; po buzi nie było można poznać, że płacze. W końcu koło północy zasnęłam.
Zaledwie usnęłam, obudził mnie mój małżonek Józef i powiedział, że widział we śnie anioła, który kazał nam natychmiast uciekać do Egiptu, bo tu Dziecięciu grozi śmierć. Było jeszcze ciemno, zebrałam trochę odzieży, zsypałam do jednego dzbana mąkę, którą Józef dostawał za pracę. I byłam gotowa. Jezusa nie musiałam budzić, bo wciąż leżał z otwartymi oczami.
Józef obudził krewnego, u którego mieszkaliśmy. Powiedział mu, że musimy nagle wyjechać. Ten o nic nie pytał. Po wizycie Mędrców nic go już nie dziwiło. Sam poprosił Józefa, by wziął oślicę, którą tu zostawili Mędrcy, bo im się w drodze oźrebiła. Była częścią zapłaty za to, że ich tu goszczono przez jeden dzień i jedną noc. „Ona jest przecież wasza -