Nowa nauka o finansach
Omawia również problem wyboru i sposobu stosowania wskaźników potwierdzających. Jest to zagadnienie o tyle istotne, że wielu analityków ma skłonność do ich nadużywania, nawet jeśli z doświadczenia wiadomo, że każdy z nich działa tylko przez pewien czas.
W książce został szeroko omówiony problem indywidualnych zdolności do spekulacji na rynkach finansowych. Poświęcona tej kwestii część książki jest utrzymana w tonie dość zabawnym, choć przecież jej przesłanie jest jak najbardziej poważne. Wielkim spekulantem trzeba się urodzić. Trzeba mieć te same cechy, jakie charakteryzują ludzi odnoszących sukcesy w innych obszarach biznesu. Wybitni spekulanci to ludzie ogarnięci obsesją i uzależnieni, a ich stosunek do rynku przechodzi wciąż od miłości do nienawiści. Ponieważ wiemy, że autorem tego wyznania jest człowiek mający za sobą wieloletnie sukcesy na rynku, możemy wierzyć, iż płynie ono z serca. Czytelnik książki zapragnie z pewnością osiągnąć to samo. Z książki tej dowie się, jak minimalizować straty powiększając zyski. Porażki są nieuchronne i powinny nas uczyć pokory, która jest zdrowa dla duszy. Jednak sukcesy powinny być częstsze i większe, co z kolei dobrze robi ciału i umysłowi. Koniec końców sądzę, że jest to książka podnosząca na duchu i jestem pewien, że wy stwierdzicie to samo.
Robin Griffiths
Powiedzenia: „Historia się powtarza ", jak i: „Historia nigdy się nie powtarza " są mniej więcej tak samo prawdziwe.
G.M. Trevelvan
Chociaż pytanie o to, czy wykres jako graficzne przedstawienie zachowania rynku powtarza się, czy też nigdy się nie powtarza, pozostaje otwarte, to bez wątpienia my, analitycy wykresów, powtarzamy się nawzajem. Powtarzane jak z ambony, tak często i długotrwale, te same opinie, dogmaty i reguły spowodowały, że cała sztuka odczytywania wykresów lub, jak się to teraz nazywa, analizy technicznej, zaczęła być postrzegana jako wiara religijna. Tak jak w przypadku innych wyznań, mamy swoje sekty i odłamy, naszych guru, prozelitów, świętych, misjonarzy, a nawet papieża. Z drugiej strony ci, którzy nas obserwują z zewnątrz - ekonomiści, publicyści finansowi i inni, którzy prawdopodobnie wiedzą na ten temat niewiele albo wręcz nic - uważają nas za ortodoksyjną, nieco dziwną, ale jednomyślną grupę, która odczytuje wykresy, tak jak tasjografowie czytają z liści herbaty, a frenolodzy badają wypukłości na czaszce. Niezależnie od tego doświadczenie pokazało, że analiza techniczna, pryszcze, brodawki i inne tego typu rzeczy przypominają demokrację Churchilla, bo chociaż analiza techniczna może nie być dobrym systemem prognozowania, to inne systemy są jeszcze gorsze. Z tego można wywnioskować, że jeśli wszyscy analitycy wykresów są choćby odrobinę skuteczniejsi od astrologów, jasnowidzów, wróżbiarzy, ekonomistów i profesorów ekonometrii (aby uzupełnić listę zazwyczaj podejrzanych), to w tym, co robimy, musi być coś, co ma jakiś sens. Innymi słowy, analiza techniczna, tak jak jajko wikarego, jest przynajmniej częściowo dobra lub doskonała.
W tej sytuacji w naturalny sposób narzuca się pytanie o to, jak zidentyfikować dobre części, części odpowiedzialne za nasz względny sukces, które warto zachować i rozwinąć, pozbywając się części