8 Wstyd i przemoc
Obecnie jest dyrektorem prywatnego Centrum Badania Przemocy i nadal wykłada na Harvardzie oraz w New York University. Ale większość czasu Gilligan spędza w więzieniach. Na początku swojej kariery został skierowany do jednego z zakładów karnych, by przeprowadzić tam rutynowe testy. Jak wspomina, jechał bez entuzjazmu; lęk, niechęć oraz poczucie nieuniknionej straty czasu zdecydowanie górowały nad zaciekawieniem. Jednakże po wysłuchaniu kilku skazanych zafascynowały go psychologiczne źródła przemocy. Od tego czasu ten sympatyczny człowiek, raczej słuchający niż mówiący, skromny, pozostający przez wiele lat w cieniu swej sławnej żony, psycholog Carol Gilligan — przez ponad dwadzieścia lat pracował w więzieniach z najbardziej gwałtownymi ludźmi w Ameryce.
Właśnie w więzieniach Gilligan wypracował oraz próbował zastosować swoją teorię. Więzienia są bowiem szkołą przemocy — większość ludzi trafia tam za przestępstwa popełnione bez użycia siły. W Ameryce więcej niż jedna trzecia więźniów jest skazywana za samo posiadanie narkotyków. (Podobnie może stać się wkrótce w Polsce, jeżeli policja, prokuratura i sądy zaczną rzeczywiście realizować zaostrzoną w 2000 roku ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii). W więzieniu ludzie ci podlegają przemocy, homoseksualnym gwałtom, biciu, zastraszaniu, brutalizacji, i to nie tyle ze strony strażników, co innych więźniów, właśnie tych gwałtownych. W równym stopniu odnosi się to do polskich więzień, jak do amerykańskich. Ogromna większość ludzi, którzy trafiają do więzień, wychodzi po dwóch, trzech latach; wielu z nich odreagowuje doznane krzywdy, stosując przemoc wobec innych. Toteż najbardziej skutecznym środkiem zapobiegania przemocy na wolności byłoby jej zmniejszenie w więzieniach.
Taki właśnie cel postawił sobie James Gilligan, gdy w 1981 roku został szefem pionu zdrowia psychicznego w więziennictwie stanu Massachusetts. Po kilku latach liczba aktów przemocy w więzieniach spadła znacznie, a pod koniec lat osiemdziesiątych przemoc prawie w ogóle zanikła. Ale w 1990 roku wybory wygrał gubernator, który obiecywał wyborcom zaprowadzenie prawa i porządku. W połowie lat dziewięćdziesiątych akty gwałtu i przemocy w więzieniach tego stanu powróciły do poziomu z wczesnych lat siedemdziesiątych.
W tym czasie Gilligan pisał niniejszą książkę, w której w oparciu o swoje doświadczenia próbował zrozumieć mechanizmy przemocy. Jego zdaniem przemoc sama się utrwala: aktów przemocy dokonują przede wszystkim ludzie, którzy wcześniej sami byli ofiarami przemocy. Skierowana wobec nich, najczęściej w dzieciństwie, przemoc odarła ich z poczucia własnej wartości i zrodziła uczucie wstydu za samych siebie — wstydu przed innymi i przed samym sobą.
Ale zrozumieć przemoc, to nie znaczy godzić się na nią albo ją wybaczać. Rozumieć przemoc, to nie znaczy zwalniać ludzi popełniających gwałtowne przestępstwa z odpowiedzialności, usprawiedliwiając ich okolicznościami. Warunkiem wyzdrowienia z przemocy jest bowiem poniesienie odpowiedzialności za własne czyny, niezależnie od powodów, z jakich ludzie je popełniają. Ludzie gwałtowni muszą być odpowiedzialni za swoje czyny, ponosić kary, trafiać do więzień. Ale powinni mieć tam szanse wyzwolić się z przemocy — z tej, którą stosowali sami i z urazu po tej, która była wcześniej wymierzona przeciw nim.
Ten wniosek wydaje się aktualny także w Polsce, zwłaszcza gdy zewsząd płyną głosy, by wytoczyć bezwzględną walkę przestępczości, by nawet za stosunkowo drobne wykroczenia karać więzieniem. Taka polityka może mieć nieprzewidziane skutki. Jeżeli będziemy ludzi zamykać w więzieniu, skazując ich na gwałt, przemoc i brutalizację, wychowamy w więzieniach nowe pokolenie gwałtownych przestępców. Jeżeli potraktujemy więzienia i areszty jako miejsca, w których można pomóc skazanym poradzić sobie z własnym dziedzictwem emocjonalnym i oduczyć się przemocy, dopomożemy zarówno im, jak i samym sobie.
£ Przemoc jest bowiem zachowaniem wyuczonym i można się jej oduczyć. Na tym wniosku Jamesa Gilligana opiera się program realizowany od kilku lat w więzieniach miejskich w San Francisco. Więźniowie biorą udział w obowiązkowym programie psychoedukacyjnym, którego częścią jest leczenie narkomanii i alkoholizmu obejmującego znaczny procent skazanych.