116 Wstyd i przemoc
chorobę zakaźną, nie zaś dziedziczną. Czynniki patogenne są natury psychologicznej, nie biologicznej, a rozprzestrzeniają je „nosiciele” społeczni, ekonomiczni i kulturowi, nie biologiczni. Czynniki biologiczne są dużo mniej ważne jako przyczyny przemocy (w przypadkach, w których mają jakiś wpływ) niż społeczne i psychologiczne. Wykażę na przykład, że charakterystyczne dla płci męskiej układy hormonów mają znacznie mniejszy wpływ na schematy gwałtownych i brutalnych zachowań niż pewne czynniki kulturowe wyszczególnione w rozdziale X, oraz przeanalizuję, w jaki sposób asymetria płciowa, która charakteryzuje kultury patriarchalne, stymuluje przemoc zarówno w stosunku do mężczyzn, jak i kobiet o wiele silniej niż biologiczne różnice między nimi.
W epilogu podsumuję wyciągnięte wnioski, wykazując, że moja teoria przemocy naświetla te aspekty historii i dynamiki cywilizacji, patriarchatu i moralności, które nie są dostrzegalne • z innych punktów widzenia.
Jak odkryć, co jest czynnikiem patogennym? Moje podejście do badań nad przemocą sprowadza się do rozmów z ludźmi, którzy się do niej uciekają. Nie wszyscy jednak są skorzy do rozmowy. Niektórzy, jak Ross L., którego zbrodnię — zabicie koleżanki ze szkoły i okaleczenie jej zwłok — opisałem w rozdziale III, nie wyjaśnią mi tego słownie; inni mogą po prostu nie rozumieć, dlaczego dopuścili się aktów przemocy, za które trafili do więzienia. W takich przypadkach muszę, niczym kryptolog lub antropolog, próbujący odkryć znaczenie jakiegoś makabrycznego rytuału, rozszyfrowywać symboliczny język ich brutalnych czynów. Jednak zadziwiająco wielu mówi mi o tym, co zrobili, w sposób prosty i bezpośredni.
Na przykład więźniowie, zapytani o powód napaści, odpowiadają często: „potraktował mnie lekceważąco” albo „potraktował lekceważąco mojego gościa”. Słowo „lekceważenie” jest głównym terminem ich słownika i odgrywa kluczową rolę w ich systemie wartości moralnych oraz psychodynamice.
Trzydziestoparoletniego Chestera T., skorego do wybuchów złości i przemocy, skierowano do mnie, ponieważ wrzeszczał na innego więźnia, obrażał go, groził mu i wprowadzał swoje pogróżki w czyn. Robił to od kilku tygodni, zanim trafił do mnie,
u wcześniej, z przerwami, od wielu lat. Był on jednak tak niekomunikatywny i wyrażał się tak niezrozumiale i chaotycznie, że mii ja, ani nikt inny nie był w stanie zorientować się, czego chce i co skłania go do tych stale powtarzających się aktów agresji. Nic udawało mi się też wyperswadować mu, by dla swojego własnego dobra przestał walczyć ze wszystkimi, bo spotykały go za to coraz surowsze kary. Taki schemat jest zresztą bardzo często spotykany w więzieniach. Im bardziej więźniowie się awanturują, im bardziej są zaczepni i napastliwi, tym surowiej karze się ich, a im surowiej są karani, tym bardziej stają się agresywni, tak że zarówno więźniowie, jak i służba więzienna uwikłani są w ciągłą, wyniszczającą obie strony wojnę.
Starając się jakoś przerwać to błędne koło, spytałem w końcu Chestera T.: „Na czym zależy ci tak bardzo, że gotów jesteś poświęcić dla tego wszystko inne?” Wtedy więzień ten, który był zawsze tak podniecony i wyrażał się tak niezbornie i chaotycznie, że trudno było uzyskać od niego jasną odpowiedź na jakiekolwiek pytanie, wyprostował się i odparł cicho, pewnym siebie głosem, absolutnie zrozumiale, a nawet — rzec można — ze znajomością zasad retoryki: „Ma dumie. Godności. Szacunku dla siebie samego”. A potem dodał, również: zupełnie jasno: „I zabiję każdego matkojebca w tym bloku, jeśli będę musiał, żeby to dostać! Moje życie nie będzie nic warte, jeśli będę znosił, jak ktoś mnie lekceważy, nazywa cwelem, dupodajem i śmieje się ze mnie. Nie warto żyć, jeśli nie ma się czegoś, za co warto umrzeć. Jeśli nie masz dumy, to nie masz nic. To wszystko, co mam. Mam swoją dumę!” Wyjaśnił również, że tamten więzień „próbował mi to zabrać. Nie jestem kompletnym idiotą. Nie jestem tchórzem. Nie mogę zrobić nic innego, tylko go załatwić. Obleję go benzyną i podpalę”. Okazało się, że ów drugi więzień wyzwał go na walkę i że Chester T. obawiał się, że jeśli nie przyjmie wyzwania, to będzie „wyglądał na tchórza i cwela”.
Takie wyznania agresywnych więźniów słyszy się często. Oto przysłano do mnie Billy’ego A., czterdziestoparoletniego mężczyznę, dlatego że i on prowadził: ustawiczne wojny z większością innych skazanych na swoim oddziale i z pracownikami służby więziennej. Zapytany, dlaczego się tak zachowuje, powiedział na