188 Wstyd i przemoc
Dunn opisuje swoją reakcję jako „strach, chęć przeżycia. Kiedy to się stało, byłeś skończony — chyba żebyś zabił jednego z nich, a ja miałem krótki wyrok i chciałem wrócić do domu. No to postanowiłem robić dobrą minę do złej gry”. Ponieważ pamiętał o zbiorowym gwałcie, którego był świadkiem, nie próbował opierać się tym, którzy go gwałcili: „Człowieku, ja nie chciałem, żeby mnie się to przydarzyło, a moją jedyną obroną było trzymanie się mojego starego, tego gościa, który mnie zgwałcił”. W rezultacie Dunn musiał zachowywać się jak „żona” czy „niewolnica” owego gwałciciela, robiąc „wszystko, czego chciał” — piorąc jego rzeczy, ścieląc mu łóżko, przygotowując jedzenie, wykonując wszystkie możliwe posługi.
Wilbert Rideau skomentował takie zjawiska, pisząc, że „niewiele kobiet, które stały się ofiarami gwałtu, musi odpłacać swoim gwałcicielom za to, co im zrobili, poświęceniem całego swojego życia spełnianiu każdego ich życzenia, natomiast ofiary gwałtów popełnianych w więzieniach muszą to robić”29. Chociaż twierdzenie to może być prawdziwe w odniesieniu do pewnych kobiet, które zostały zgwałcone, to są sytuacje, w których jest zgoła przeciwnie. Myślę tu o maltretowanych żonach tkwiących niczym w pułapce w błędnym kole przemocy, której doświadczają stale we własnych domach, oraz o dziewczętach, które są ofiarami czynów kazirodczych. W obu przypadkach mamy do czynienia z seksualnie napastowanymi kobietami, które muszą żyć z mężczyznami gwałcącymi je czy napastującymi i stale, przez nieograniczony czas, spełniać ich potrzeby. Osoby, które zajmują się z racji swego zawodu ofiarami aktów kazirodczych i kobietami maltretowanymi przez mężów czy konkubentów, twierdzą, że jednym z najbardziej stresujących aspektów przeżywanych przez nie urazów jest to, że zmuszone są one do wspólnego życia z napastnikiem i do pozostawania dzień w dzień na jego łasce i niełasce. Praca z tymi kobietami jest bardzo pouczająca dla tych, którzy zajmują się mężczyznami i małoletnimi w zakładach karnych, zmuszonymi do wspólnego życia z gwałcicielami; jest to ten rodzaj traumatyzacji, który jest nieodłączną częścią legalnej „kary”, wymierzonej przez nasz system „sprawiedliwości”.
Co skłania mężczyzn do dopuszczania się gwałtów w więzieniu? Co chcą dzięki temu osiągnąć? Jest oczywiste, że gwałt ma w zamierzeniu sprawcy upokorzyć ofiarę, pozbawić czci i okryć wstydem. Jest też zupełnie jasne, że w więzieniu akt upokorzenia ofiary gwałtu ma przenieść strach gwałciciela przed własną impotencją na jego ofiarę, na tego, który ma zostać pozbawiony męskości, poskromiony, zmuszony do uległości i „odwrócony” — przemieniony w kobietę. I znowu bardzo pomocna w zrozumieniu tego jest praca Wilberta Rideau. Napisał on książkę, która jest chyba najrzetelniejszym z dotychczas opublikowanych studiów gwałtu w więzieniu. Czytamy tam, że:
Akt zgwałcenia w ultramęskim świecie więzienia jest największym upokorzeniem, jakie może stać się udziałem mężczyzny, zmuszeniem go do przyjęcia roli kobiety. Nie jest to akt seksualny i nie jest on uważany za .gwałt* w takim sensie, w jakim termin ten jest rozumiany przez społeczeństwo. W istocie rzeczy nie nazywa się go nawet „gwałtem”. W Luizjanie zarówno sami więźniowie, jak i personel okrośląją na ogół ten akt mianem „odwrócenia", terminem, który nie ma żadnych konotacji seksualnych i ukazuje rytualny charakter tego zabiegu, będącego w rzeczywistości aktem podboju i pozbawienia męskości, odebrania męskiej ofierze statusu „mężczyzny”. W wyniku tego aktu określona zostaje na nowo jego tożsamość; musi on przyjąć rolę „kobiety" w tej perwersyjnej subkulturze i pogodzić się z tym, że jest „własnością" zdobywcy, Iktóryl zaaranżował zabieg pozbawienia go męskości. Stąje się niewolnikiem w najpełniejszym znaczeniu tego słowa30.
Można się długo zastanawiać nad powyższym ustępem z książki Rideau, zwłaszcza jeśli pamięta się, że więzienia są nie tylko laboratorium umożliwiającym studiowanie przemocy, ale również podskórnym wskaźnikiem tego, co wyraża się w naszej szeroko pojętej kulturze, a jednocześnie zakorzenione jest głęboko w zbiorowej nieświadomości kultury patriarchalnej. Czytając Rideau, nie można nie dostrzec zarówno wielkiej mizoginii, jak i mizantropii, które tworzą podtekst życia więziennego, podtekst nieodmiennie towarzyszący ogromnemu lękowi tych mężczyzn (a może większości mężczyzn w ogóle?) przed okryciem wstydem. Jeśli dla tych ludzi „odwrócenie” czy przekształcenie w „kobietę” jest ostatecznym pozbawieniem czci, dokonywanym poprzez akt gwałtu, to mówi nam to coś o patriarchalnym dziedzictwie i rodzeniu się „męskości”, która jest sednem znanej