Ewangelia według św. Marka 9
Był poranek po tej nocy, podczas której uczniowie zobaczyli przemienionego Jezusa rozmawiającego z Mojżeszem
1 Eliaszem. Schodzili po zboczu ciągle jeszcze oszołomieni i pełni podniecenia. Na dole zastali pozostałych dziewięciu apostołów, żywo dyskutujących
z uczonymi w Piśmie.
Jezus podszedł do nich.
- O co się spieracie? - zapytał.
Z tłumu wystąpił jakiś człowiek.
- Chodzi o mojego syna - powiedział. - Przyprowadziłem go do Twoich uczniów, bo liczyłem na to, że go uzdrowią, ale nie mogli. Mój syn jest
w strasznym stanie - zdany na łaskę i niełaskę złego ducha. Kiedy ma atak konwulsji, rzuca się w rzekę albo w ogień i robi sobie krzywdę. Nie wiem, jak mu pomóc. Jestem u kresu sił!
- Przyprowadź tu syna - powiedział Jezus.
Kiedy go przyprowadzono, dostał właśnie ataku. Biedny ojciec patrzył bezradnie, jak chłopak wije się i rzuca na ziemi.
- Od jak dawna to mu się zdarza? -zapytał Jezus.
- Od dzieciństwa - odparł ojciec.
- Proszę cię, ulituj się i pomóż mu, jeśli możesz!
- Mogę, jeśli ty potrafisz Mi zaufać i uwierzyć, że mogę ci pomóc -powiedział Jezus.
- Wiem, z natury jestem niedowiarkiem, ale mam odrobinę wiary! - zawołał zrozpaczony ojciec. - Proszę, pomóż mi, abym Ci bardziej zaufał!
Przez cały ten czas krąg ciekawskich coraz bardziej się zacieśniał, tak że Jezus z ojcem niemal nie mogli się już ruszyć. Widząc to, Jezus powiedział stanowczym tonem:
- Duchu niemy i głuchy, rozkazuję ci, wyjdź z tego chłopca i nigdy już do niego nie wracaj!
W tej samej chwili chłopiec przestał się rzucać i zastygł bez ruchu.
-Wygląda, jakby nie żył! - zauważył ktoś bliżej stojący. Ludzie wyciągali szyje i kiwali głowami.
- On jest martwy! - potwierdzali.
Ale Jezus delikatnie ujął chłopca za
rękę i pomógł mu podnieść się na nogi.
Potem przekazał go ojcu.
337