naturalnie robię to w świetle mojej ulubionej filozof języka - radykalnie naturalistycznego i holistycznego poglądu Donalda Davidsona. W związku z tym, kiedy czytałem książkę Eco z 1984 roku, Semiotics ani the Philosophy of Language (bezpośrednio po lekturze Wahadła Foucaulta), moje pierwsze pytanie brzmiało: w jakiej mierze Eco zbliży się do Davidsono\vskiej prawdy?
Davidson staje na gruncie Quine’owskiej negacji interesującego filozoficznego rozróżnienia między językiem i faktem, między znakami i nieznakami. Miałem nadzieję, że moja interpretacja Wahadła Foucaulta -moje odczytanie tej powieści, mówiąc słowami Daniela Dennetta, jako „lekarstwa na powszechny kod” - zyska potwierdzenie, mimo zaprzeczenia, które znalazłem w Intentio lectoris. Liczyłem bowiem na to, że Eco okaże się, delikatnie mówiąc, mniej przywiązany do pojęcia „kodu”, niż był na początku lat siedemdziesiątych, kiedy napisałzł Theory of Semiotics. Niektóre fragmenty Semiotics and the Philosophy of Language podsycały moje nadzieje, inne je gasiły. Z jednej strony sugestia Eco, byśmy myśleli o semiotyce w kategoriach labiryntu relacji inferencjalnych w obrębie encyklopedii, nie zaś w kategoriach słownikowych relacji ekwiwalencji znaku i rzeczy oznaczanej, wydawała mi się zmierzać w dobrym holistyczno-Davidsonowskim kierunku. Podobnie odebrałem jego Quine’owskie uwagi o tym, że słownik jest tylko encyklopedią w przebraniu oraz że „każda encyklopedyczna semantyka musi zacierać różnicę między własnościami analitycznymi i syntetycznymi”5.
Z drugiej strony zaniepokoił mnie ?«as/-Diltheyowski upór Eco, by odróżniać „semiotyczność” od „naukowo-
5 U. Eco, Semiotics and the Philosophy of Language. Bloominpton Ind. 1986, s. 73.
id’oraz by odróżniać filozofię od naukih - pociągnięcie zupełnie nie-Quine owskie i nie-Davidsonowskie. Ponadto, Eco stale wydawał się uważać za dowiedzione, że znaki i teksty całkowicie się różnią od innych przedmiotów, takich jak kamienie, drzewa i kwarki. W pewnym punkcie pisze:
Uniwersum semiozy, to jest uniwersum ludzkiej kultuiy, należy pojmować jako zbudowane na kształt labiryntu trzeciego typu: (a) zbudowane jest zgodnie z siecią interpretan-tó w, (b) jest praktycznie nieskończone, ponieważ uwzględnia wielość interpretacji przeprowadzanych przez różne kultury |-( jest nieskończone, ponieważ każdy dyskurs na temat encyklopedii podważa poprzednią jej strukturę; (c) nie rejestruje samych „prawd”, a raczej to, co zostało powiedziane o prawdzie lub co uchodziło za prawdziwe
Ten opis „uniwersum semiozy... uniwersum kultu-iy" wydaje się dobiym opisem uniwersum tout court. Tak jak ja to widzę, kamienie i kwarki to tylko kolejny surowiec do procesu hermeneutycznego, polegającego na wytwarzaniu przedmiotów przez mówienie o nich. Oczywiście, kiedy mówimy o kamieniach, mówimy między innymi, że są od nas wcześniejsze w czasie, ale o znaczkach na papierze często orzekamy to samo. „Wytwarzanie” nie jest więc odpowiednim słowem w odniesieniu do kamieni i znaczków, lecz nie jest nim również „znajdowanie”. Nie całkiem je wytwarzamy i nie całkiem je znajdujemy: reagujemy na bodźce, emitując zdania, które zawierają takie znaczki i dźwięki, jak „kamień”, „kwark", „znaczek”, „dźwięk”, „zdanie”, „tekst”, „metafora” i tak dalej.
Potem drogą inferencji wyprowadzamy z tych zdań inne, z nich jeszcze inne i tak dalej - budujemy
6 Por. ibid., s. 10. 1 Ibid., s. 83-84.