Ku pojednaniu
Zacznijmy od botaniki. W jednej z przypowieści zamieszczonych przez Schopenhauera w Parergach przedstawiona została taka oto dydaktyczna anegdota:
Znalazłem kwiatek polny, podziwiałem jego piękno, jego doskonałość we wszystkich częściach i wykrzyknąłem: „Ależ to wszystko, w nim i tysiącu jemu podobnych, lśni i przekwita, przez nikogo nie kontemplowane Kwiatek jednak odrzekł: „Ty głupcze! Sądzisz, że kwitnę po to, aby być widzianym? Rozkwitam przez wzgląd na siebie, nie zaś na innych — kwitnę, ponieważ takie mam upodobanie. Na tym, że kwitnę i jestem, polega ma radość i ma rozkosz”.
Nie ma wątpliwości, że ta parabola mówi nam o istocie bezinteresownej koncepcji doświadczenia estetycznego, w którym piękno winno istnieć przez wzgląd na siebie samo, a nie na jego podziwianie. Schopenhauer idzie tu śladami Kanta i w konsekwencji oddziela świat rzeczy pięknych od świata ludzi, skazanych jedynie na rolę podglądaczy estetycznego spektaklu. Zwróćmy jednak uwagę na to, że Schopenhauer nie odróżnia piękna przyrody od piękna dzieł sztuki, gdyż dokładnie to samo mówi o polnym kwiatku i katedrze w Moguncji, która „winna by istnieć tylko przez wzgląd na siebie samą”, niezależnie od naszych potrzeb.
A teraz Hegel. W Estetyce pisze on tak:
29