Dziś jest niedziela i idziemy na obiad do państwa Bignot, przyjaciół taty, których nie znam, ale tata powiedział, że będę się dobrze bawił, bo oni mają dziewczynkę, chociaż ja uważam, że dziewczynki nie są zbyt zabawne, nie licząc Jadwini, która mieszka obok nas i która jest bardzo fajna, bo ma żółte włosy, a żółte włosy są ekstra, szczególnie u dziewczynek.
Mama włożyła szarą sukienkę, ja granatowe ubranko, w którym wyglądam jak pajac, a tata garnitur w prążki. Kiedy przyszliśmy do państwa Bignot, wszyscy zaczęli coś wykrzykiwać, jakby byli zdziwieni, że się widzą, a pan i pani Bignot powiedzieli, że jestem bardzo duży jak na swój wiek. A potem pan Bignot uśmiechnął się od ucha do ucha i pokazał na dziewczynkę, która była schowana za panią Bignot.
- A to jest - powiedział pan Bignot - nasza córka Izabela. Przywitaj się, Izabelo.
Izabela, która ma czarne włosy, zacisnęła usta, pokręciła głową, że „nie”, i znowu schowała się za panią Bignot.
- Iza! - powiedział pan Bignot. - Proszę się przywitać!
Pani Bignot się roześmiała, a potem odwróciła się, pocałowała Izabelę, która otarła sobie policzek, i powiedziała:
- Wybaczcie jej, jest taka nieśmiała! Iza, nie przywitasz się z tym milutkim chłopcem?
- Nie - powiedziała Izabela - wygląda jak głupek.
Miałem ochotę dać jej w zęby, ale wszyscy się roześmiali, a mama powiedziała nawet, że nigdy nie widziała takiej słodkiej i zabawnej dziewczynki. Tata nic nie powiedział.
- Dobrze - powiedziała pani Bignot. - Wypijemy szybko aperitif, bo inaczej pieczeń mi się przypali. Czego się napijesz, Mikołaj?
- Och, niczego, proszę sobie nie robić kłopotu! - zawołała mama.
- Ależ owszem! - powiedziała pani Bignot. - Może szklaneczkę soku porzeczkowego? Damy dzieciom po szklaneczce soku, żeby mogły wznieść z nami toast. Nie co dzień jest taka okazja!