114 © ROZDZIAŁ 9
stelacji? Jak powinniśmy je odczytywać, by nadal coś nam mówiło „Jak my dzisiaj wyglądamy w perspektywie - w oc*
S c h e 11 i n g a?”. Co więcej, analogiczne odwrócenie należy zastoso samego stosunku między Bogiem i człowiekiem. Problem Schelll polega na tym, „Co oznacza Bóg w naszych - ludzkich - oczach? jeszcze oznacza? Czy można wyjaśnić ludzką historię bez żadn niesienia do Boga? Czy Bóg jest po prostu projekcją ludzkich fan lecz przeciwnie: „Co człowiek oznacza w oczach Bog* znaczy: nie powinniśmy nigdy zapominać, że Schellingowskim pu wyjścia jest zawsze Bóg, sam absolut. Co za tym idzie, jego problem następująco: „Jaką rolę odgrywa pojawienie się człowieka w Boski ciu? Dlaczego - w celu rozwiązania jakiego impasu - Bóg musiał st człowieka?”. W tym kontekście krytyka „antropomorfizmu” w odn| niu do Schellingowskiego użycia obserwacji psychologicznych wjegtj sie Boskiego życia znów trafia kulą w płot. „Antropomorfizmu” w oj Boskiego życia nie tylko nie należy unikać, lecz należy go raczej olW( przyjąć - nie dlatego, że człowiek jest „na podobieństwo” Boga, al# nieważ człowiek bezpośrednio jest częścią Boskiego życia, to znl ponieważ tylko w człowieku, w ludzkiej historii, Bóg w pełni się realil staje się rzeczywistym Bogiem żywym. j
i
pytluje się zatem, że trzymanie się logiki judeochrześcijańskiej jest zarów-fln teoretycznie płodnym, jak i politycznie efektywnym remedium przeciwko dzisiejszemu wybuchowi newagebwego neopogaństwa. To właśnie \n iteopogańskim duchu John Gray, autor Mężczyźni są z Marsa, kobiety P Wenus' zaproponował niedawno w serii programów Oprah Winfrey zwulgaryzowaną wersję narratywistyczno-dekonstrukcyjnej psychoana-| ||/y, Skoro wszystko ostatecznie „jesteśmy” opowieściami, które przed-m.twlamy sobie o nas samych, to rozwiązanie impasów psychicznych tkwi w „pozytywnym” przepisaniu [rewriting] naszej przeszłości. Gray ma tu tut myśli nie tylko standardową terapię kognitywną polegającą na zmianie „liit.Hżywych przekonań” o sobie samym na bardziej pozytywną postawę upewniającą, że jest się kochanym przez innych i zdolnym do twórczych osiągnięć. Chodzi mu o bardziej „radykalne” pseudofreudowskie pojęcie i ufania się do sceny pierwotnej naznaczonej przez traumatyczną ranę. To /i tuczy: Gray akceptuje psychoanalityczną tezę o twardym rdzeniu zwią-/unym z pewnym wczesnym traumatycznym doświadczeniem z dzieciństwa, które na zawsze naznaczyło dalszy rozwój podmiotu, nadając mu patologiczny obrót. Ale tym, co proponuje, jest cofnięcie się do tej pierwotnej traumatycznej sceny, a zatem bezpośrednia konfrontacja, w wyniku której podmiot powinien - pod przewodnictwem terapeuty - „napisać HU nowo” tę scenę, „przepisać” te ostateczne fantazmatyczne ramy własnej podmiotowości. Jeśli, powiedzmy, pierwotną traumatyczną sceną, która
1 Por. John Gray, Mężczyźni st} z Marsa, kobiety z Wenus, przeł. Katarzyna Waller-Pftch, Zysk i S-ka, Poznań 1996 [przyp. tłum.].