Parę dni temu wszedł do klasy dyrektor, a kiedyśmy z powrotem usiedli, zobaczyliśmy, że na twarzy ma szeroki uśmiech i to nas bardzo zdziwiło, bo jak dyrektor wchodzi do naszej klasy, nigdy się nie uśmiecha i zawsze tłumaczy nam, że skończymy w więzieniu i że nasi rodzice bardzo się tym zmartwią.
- Drogie dzieci - powiedział dyrektor. - Pani wychowawczyni pokazała mi wyniki klasówki z historii z zeszłego tygodnia: jestem z was bardzo zadowolony. Wszyscy macie dobre oceny i widzę, że robicie postępy. Nawet obaj najgorsi ex aequo, Kleofas i Maksencjusz, dostali tróje - to bardzo dobrze.
Kleofas i Maksencjusz, którzy siedzą obok siebie, uśmiechnęli się od ucha do ucha. Wszyscy w klasie się uśmiechali oprócz Ananiasza, który nie mógł przeżyć, że Gotfryd jest najlepszy ex aequo razem z nim.
- A zatem - powiedział dyrektor - postanowiliśmy z panią wychowawczynią was nagrodzić: w czwartek pojedziecie na piknik!
Zawołaliśmy wszyscy „och”, a dyrektor powiedział:
- Pozostaje mi tylko radzić, żebyście nie spoczęli na laurach i nadal nie ustawali w wysiłkach, co pozwoli wam zmierzać
w stronę obiecującej przyszłości ku zadowoleniu waszych rodziców, którzy się dla was poświęcają.
Dyrektor wyszedł, a myśmy usiedli i zaczęli mówić wszyscy naraz, aż pani walnęła linijką w biurko.
- Proszę o spokój - powiedziała. - Proszę o spokój! Proszę, żebyście wszyscy przynieśli od rodziców liścik, w którym wyrażą zgodę na to, żebyście jechali na ten piknik. Szkoła zapewni posiłek, spotkamy się tutaj w czwartek rano i wsiądziemy do autobusu, który zawiezie nas na wieś. A teraz zrobimy dyktando: wyjmijcie zeszyty - Gotfryd, jeśli cię jeszcze raz przyłapię, jak wykrzywiasz się do Ananiasza, to nie pojedziesz z nami na piknik.
Następnego dnia wszyscy przynieśli od rodziców listy, że możemy jechać na piknik, a Ananiasz przyniósł usprawiedliwienie, że nie może. Aż do czwartku strasznie dużo rozmawialiśmy o pikniku w klasie, na przerwach i w domu, i wszyscy byliśmy strasznie zdenerwowani.
Nawet nasza pani i nasi rodzice też byli pod koniec zdenerwowani.
W czwartek rano wstałem bardzo wcześnie i poszedłem obudzić mamę, bo nie chciałem spóźnić się do szkoły.
543