I*o był len moment, w którym zorientou .ih.m\ ,iv. że nasz syn zachowuje się nienaturalnie (brak snu, obniżmu ii|mtyt, silne [łobuclzcnic). Oczywiście nie mieliśmy zielonego poj*,i m, co jest przyczyna takiego zachowania, bo przeciek .mi min nii herbata, ani kawa takich efektów nie wywołują.
Dość szybko dowiedzieliśmy się prawdy, In / mc wiedzieliśmy, co robić. Mętnie i ogólnikowo docierały do nas różne wieści o narkotykach, ale zupełnie nas nie interesowały, uznawaliśmy bowiem, że nas to nie dotyczy.
Zaczęły się lektury, gorączkowe poszukiwania pomocy specjalistów, niestety początkowo niekompetentnych Skutek: kategoryczna rozmowa z synem, ostra, pełna wymagali i kazań, po czym syn, nie chcąc się nam podporządkować, nie wrócił do domu przez kilka dni. Nasze poszukiwania były bez efektu, w końcu odezwał się telefonicznie. Zrozpaczona wyprosiłam, że wrócił do domu na własnych warunkach, robiąc nam łaskę. Przez kilka miesięcy robił, co chciał. Bywał na imprezach, często całonocnych, popijał alkohol, palił trawkę i haszysz, bo to było w dobrym tonie, bywał często w klubach studenckich (szesnastoletni chłopak), skąd przychodził przesiąknięty zapachem marihuany. W szkole szło bardzo kiepsko, pomimo pomocy w nauce. Kontakty z nim były coraz gorsze, atmosfera w domu napięta do granic wytrzymałości.
Byliśmy zrozpaczeni. Winiliśmy się nawzajem, poszukując przyczyn naszej tragedii, nie mogliśmy spać, jeść, życie toczyło się wokół syna i jego zachowań - okropnych zachowań. Do niedawna jeszcze bardzo wrażliwy i grzeczny dzieciak stał się wyzywająco chamski, potrafił używać pod naszym adresem ordynarnych słów, dochodziło wręcz do rękoczynów. W wyniku kolejnej utarczki opuścił dom na blisko dwa miesiące. To było dla nas jeszcze gorsze, bo już zupełnie nie wiedzieliśmy, co się z nim dzieje.
Szukaliśmy wciąż pomocy. Wreszcie znaleźliśmy autentyczną pomoc w grupie rodziców dzieci z podobnymi problemami. Przestaliśmy wreszcie obwiniać się nawzajem, wiedząc, że to może przytrafić się każdemu, nawet w najlepszej rodzinie.
Zaczęliśmy się uczyć, jak powinno wyglądać mądra miłość, i takie postępowanie, choć okiuliic. w istocie było jedyną drogą do wyrwania syna z kręgu mukotyków i poprawienia relacji między nami.
Doprowadziliśmy, przy ogromne) pomocy terapeuty, do osiągnięcia porozumienia z synem w postaci kontraktu, którego wszyscy zobowiązaliśmy się pr/esti/cgać. Nie od razu udało nam się to osiągnąć, bo dopiero po półtorarocznej walce o syna. Kontrakt zawierał wzajemne zobowiązania na czele z porzuceniem narkotyków. Określa! też status syna w domu, z wyszczególnieniem przywilejów, kióie jeszcze posiada: własny pokój, klucze, korzystanie z telefonu, możliwości rozrywek, wyjazdów wakacyjnych, zakupu sprzętu sportowego, zdobycie prawa jazdy itp., a które straci, jeżeli nie dotrzyma kontraktu, ale także podjętych przez niego zobowiązań dotyczących prowadzenia się i wykonywania pewnych czynności na rzecz rodziny i domu.
Syn na ogół przestrzega zobowiązań. Wydaje nam się, że zarzucił kontakty z narkomanami, powoli wyrywa się z kręgu tamtych znajomych, coraz rzadziej wychodzi na imprezy, zawsze przestrzega pór powrotu lub telefonicznie zawiadamia, gdy się spóźni. Podjęte domowe obowiązki na ogół wypełnia. Trochę podciągnął się w nauce.
My także przestrzegamy umowy. Przestałam zrzędzić na temat ubio’-u i wyglądu (ważne dla niego sprawy), uznając, że to wyłącznie jego sprawa. Nie wyręczamy go w jego kłopotach, pozwalamy samemu mu je przeżywać, pomagamy tylko wówczas, gdy się do nas o to zwróci.
To wcale nie oznacza, że wszelkie konflikty przestały istnieć. Jednak obydwoje z mężem staramy się, okazując synowi naszą miłość, konsekwentnie egzekwować uzgodnienia. Można powiedzieć, że uczymy się go mądrze kochać, a jest to bardzo trudna miłość.”