56 pos.ysi
kazane przez Nestora są podejrzane, nie będę więc już do tej kwestii wracał. Z rzeczy ogólniej szych to jeszcze chciałbym podnieść, że Helmold wyraźnie mówi, iż niektórym bogom z zasady nie stawiano posągów: »Różny jest n Słowian rodzaj bałwochwalstwa, nie wszyscy są bowiem zgodni w swoim zabobonie. Ci bowiem mają w świątyniach wyobrażone kształty, jak bóstwo płońskie, któremu na imię Podaga, inni zaś zamieszkują lasy i gaje, jak to jest Prowe bożek Oldenburga, i ci nie mają żadnych wi-zerunków« (I 84). Sądzę, że Polakom najbardziej ze wszystkich Słowian odciętym od świata trzeba do samego końca ich pogaństwa przypisać ten właśnie rodzaj kultu bez posągów i świątyń. Pogańscy Finowie do dziś trwają w kulcie bezposągowym.
Źródła (poza wymienionym Helmoldem) sugerują, jakoby posągi były czymś niesfychanie pospolitym, ale się z tym trzeba liczyć, że jest to pewien styl literacki, a także obowiązek chrześcijanina pokazać pogaństwo w całej okropności bałwochwalstwa. Za mało się też przy interpretacji zapisek uwzględnia tło dziejowe. Np. gdy tenże Helmold pisze w r. 1168, że invaluit in diebus illis per universam Sclaviam multiplex idolocultura (zapanował w całej Slawii różnoraki kult bałwanów), to czyż wolno odnosić te słowa do Polski lub Czech w IX i X wieku? a przecież i to się zdarzało. Jasne jest, że Helmold mógł mieć na myśli tylko Słowian połabskich i pomorskich, a właściwie tylko Połabian, Wągrów i Obodrzyców.
Przeciętny wygląd bałwana nie odbiegał chyba od tego, którego opis niedawno do rozważań naukowych wciągnięto (Palm 44—5). Opowiada autor o dwóch chrześcijanach, że będąc w ziemi pogan (Słowian) »wszedłszy do pewnego miłego ustronia, znaleźli tam ogromny posąg z drzewa, z zewnątrz posmołowany, który niby kłoda*stał prosto pod pniom drzewa*. Ponieważ kraj był oficjalnie chrześcijański, posąg był otoczony kultem tajemnym. Obaj goście zgotowali mu zwykły los: porąbali i spalili. Nic nie wspomina opis o ludzkich rysach tego kloca, ale sądząc ze sposobu wyrażenia się kronikarza, musiała to być rzeczywiście kłoda z grubym zarysem twarzy. Godne też podkreślenia, że stała pod gołym niebem. Natomiast te posągi, co są wymienione i opisane na Pomorzu, stały pewnie na wyższym poziomie artystycznym. Jeżeli ■ ieknii była, jak zapewniają kronikarze, robota płaskorzeźb na zewnętrznych ścianach, możemy tego samego oczekiwać po niektórych przynajmniej posągach. Ze źródeł wynika jasno, że tak materiał jak sposób wykonania był rozmaity. Były między nimi cak małe, że je można było łatwo schować, jak wspomniany poprzednio (§ 11) posążek Trzygłowa wołyńskiego, ale były też wielkości nadludzkiej:
»Więe służba zerwawszy zasłony przedsionka, wyciągnęła ręce ku wewnętrznym zasłonom świątyni. Po ich usunięciu otworzył się ze wszech stron widok na dębowy posąg Rujewita ku wielkiemu pośmiewisku. Albowiem jaskółki, co pod jego wargami założyły sobie gniazda, nagromadziły na jego piersiach mnóstwo kału. Głodne tego bóstwo, żeby jego wizerunek tak przez ptaki został oszpecony! Oprócz tego na jego głowie mieściło się siedem twarzy o ludzkich rysach, a wszystkie były nakryte jedną płaszczyzną czaszki. Tyleż samo mieczy w pochwach zawieszonych na jednym pasie umieścił artysta u jego boku. Ósmy wydobyty trzymał w ręce. Ten w dłoni trzymany tak mocnym węzłem żelazny gwóźdź przytwierdził, że tylko z odcięciem ręki dało się go usunąć; to im właśnie dało powód do jej obcięcia. Grubość zaś jego była ponad rozmiary ludzkiego ciała, a wysokość taka, że (biskup) Absalon, stając na palcach, zaledwie siekierką, którą w ręce zwykł nosić, dosięgną! podbródka. Wierzono, że to bóstwo przewodzi w boju, jak gdyby było obdarzone siłami Marsa. Nic w posągu nie było dla oczu miłego, ponieważ jego rysy oszpecone były prostackim odrobieniem. A oto służący, ku wielkiemu podnieceniu całego grodu, zabrali się z siekierami do jego goleni. Gdy je przecięto, słup z hukiem padając wbił się w ziemię« (Sakso 577).
W tym samym grodzie był jeszcze posąg Porewita, mający pięć głów, ale żadnej broni. W trzeciej świątyni stał Porenut, mający cztery twarze na szyi a na piersiach piątą, której czoła dotykał lewą, a brody prawą ręką. Posągi bogów w Ołogoszczu były tak wielkie, że je trzeba było wołami wywlekać na spalenie za miastem. Świętowita arkońskiego oblicza się (chyba przesadnie) na b —9 metrów wysokości! Zdaje się, że drewniane były wielkie, a metalowe małe. Czasem łączono różne materiały, np. Trzygłów szczeciński miał korpus drewniany, ale głowy posrebrzane. Po-