„Prosty człowiek mógłby, do licha, zdecydować się wreszcie, kim jest.
Skarbnicą moralnej prawdy, czy skarbonką marnej pazerności? sienno-pszennym oddechem Natury? odorem braku kąpieli?
kimś po królewsku gościnnym? nienawidzącym obcych? opornie niezawisłym? idącym z pochodnią na wiec? pełnym mądrości wieków? nie znającym się na ekonomii?
kimś, kto ściągnie ostatnią koszulę z grzbietu, jeżeli przyjaciel w biedzie? kto ściąga przezornie buty (świadomy, że i tak ktoś to zrobi) z nóg rannego, który zań walczył? milczącym podmiotem historii? jej skomlącym dopełnieniem dalszym?
kimś na zdjęciu (fotograf zakosił Pulitzera za cały cykl), kto stoi na tle ruin własnego domu, niemy, wąsaty, oszołomiony (‘Jak to: był dom - i znikł?...’) oraz budzący współczucie - dopóki nie odkryjemy, że wyszedł na przepustkę z policyjnych koszar,
gdzie przez cały poranek torturował jeńców
z tą samą próżnią (albo szczerą satysfakcją) w oczach,
bo jego prosta natura rozumie niewiele więcej
nad to, że wojna jest stemplem: ‘Dozwolony każdy akt zła’?
Słowem: kimś, kto krzywdzi Rilkego, nie chcąc zmieścić się w jego elegii, czy kimś, kogo pokrzywdził Rilke, pisząc swoje elegie dla...”
„...Hrabin? znawców? samego siebie? To chciałeś powiedzieć? Ba!
Gdyby Rilke istotnie miał kogoś w rodzaju kolegi ze szkoły albo z wojska, i ten - powiedzmy, co dwa lata - przysyłałby mu konkretny spis paru tysięcy tematów, których podjęcie przez poetę byłoby rozkoszą dla prostych czytelników - świat może wyglądałby nieco
26